Pierwsze krople deszczu spadły na Stadion Miejski w Świnoujściu po pół godzinie widowiska. Letni kapuśniaczek szybko przerodził się w nawałnicę, która przewracała balony reklamowe i szamotała parasolami. Gdy ulewa osiągnęła apogeum, prowadzący zawody Sebastian Tarnowski odesłał piłkarzy do szatni.
- Decyzja była słuszna, gdyż nie dało się w tym momencie normalnie grać w piłkę. Przepisy dają arbitrom możliwość przerwania meczu, więc taki krok w takich warunkach był zupełnie zrozumiały. Dalsze granie groziło kontuzjami - chwalił bramkarz Floty Grzegorz Kasprzik.
Pokłosiem decyzji była dodatkowa, trwająca dziewięć minut przerwa. Po tym czasie piłkarze powrócili na boisku i dograli czas pozostały do końca połowy. Choć mecze rozgrywane w strugach deszczu zdarzają się w Świnoujściu stosunkowo często, to dodatkową przerwę zarządzono po raz pierwszy od lat.
- Murawa po tych opadach była bardzo śliska, ale sama pogoda była dla piłkarza dobra - nie narzekał Marek Niewiada.
Sprzymierzeńca w anormalnych warunkach zyskali świnoujścianie na trybunach. Spotkanie z Olimpią Grudziądz było bowiem pierwszym, podczas którego kibice zasiedli pod budowanym zadaszeniem. Choć inwestycja od dawna czeka na ukończenie, to test bojowy zdała przyzwoicie.