W Szwecji Lech Poznań przegrał z AIK Sztokholm aż 0:3 i już wtedy było wiadomo, że odrobić straty w rewanżu będzie niezwykle ciężko. Kolejorzowi udało się wygrać, ale tylko 1:0. - Żałujemy tego, że będzie trzeba czekać rok na kolejne europejskie puchary. Możemy mieć do siebie pretensje o pierwszy mecz, bo go spieprzyliśmy. W rewanżu daliśmy z siebie wszystko - mówi Mateusz Możdżeń.
Lechici przed meczem zapowiadali, że wierzą w odrobienie strat, ale to niestety nie wystarczyło. Niesieni znakomitym dopingiem kibiców grali z dużą determinacją, ale brakowało pomysłu na zaskoczenie defensywy AIK. - Kibice zachowywali się świetnie, za co trzeba im podziękować z całego serca. Byli z nami przez całe 90 minut - chwali fanów Możdżeń.
Jedyna bramka padła w 72. minucie. Przywróciła trochę wiary w sukces, ale było już za późno na odwrócenie losów awansu. - Chcieliśmy strzelić bramkę w pierwszej połowie i mieliśmy ku temu okazje, w tym między innymi ja. Niestety jej nie strzeliliśmy, ale taki jest sport. Gdy trafialiśmy w bramkę, to na wysokości zadania stawał Ivan Turina - opowiada pomocnik Kolejorza.
To właśnie Możdżeń zdobył jedynego gola w tym spotkaniu. 21-letni zawodnik przejął piłkę na środku boiska, popędził z nią w kierunku bramki i huknął precyzyjnie z ponad 25 metrów, zmuszając do kapitulacji Ivana Turinę. - Może był to gol na osłodę, ale każdy o tym zapomni, bo nie będzie już następnego meczu i przygody w europejskich pucharach. Jestem jednak pewny, że jeżeli będziemy grali takie spotkania jak w rewanżu, z taką pasją i charakterem, to możemy być spokojni o występy w lidze. Pokazaliśmy, ze jesteśmy dobrą drużyną - zakończył Możdżeń.
Mateusz Możdżeń: Spieprzyliśmy pierwszy mecz
Ładna bramka Mateusza Możdżenia w meczu z AIK Sztokholm nie dała Lechowi Poznań awansu. O wszystkim zadecydowała porażka w pierwszym spotkaniu.