Kosecki poobijany, ale "żyje i da radę"

W pierwszym ligowym meczu piłkarze Korony pokazali, że na boisku będą przede wszystkim walczyć. Takie podejście nie przestraszyło Legii Warszawa.

Kinga Popiołek
Kinga Popiołek

Po kilku miesiącach przerwy piłkarze Legii Warszawa i Korony Kielce ponownie spotkali się na boisku. W przeciwieństwie do poprzedniego meczu, kiedy to na zakończenie sezonu ligowego 2011/12 wojskowi skromnie wygrali 1:0, tym razem gospodarze odnieśli pewne zwycięstwo. - Mogło być jeszcze efektowniej, ale to był dobry start ligi z trudnym rywalem. Graliśmy z silną ekipą i pokazaliśmy, że możemy wygrywać z najlepszymi. Cieszy gra i to, że nie straciliśmy żadnej bramki, bo ostatnio mieliśmy z tym problemy - przyznał po spotkaniu Jakub Kosecki.

Ofensor stołecznego klubu nie ukrywa, że dużą rolę w dobrej grze Legii odegrała motywacja. - Na treningach wszystko ćwiczyliśmy i wiedzieliśmy, jak Korona będzie grała. Myślę, że na to, jak grali rywale, mogliśmy wbić jeszcze więcej bramek, ale i tak liczy się końcowy efekt. Jesteśmy zmobilizowani, wiemy, o co gramy - powiedział.

Chociaż legioniści widzieli, czego się spodziewać po podopiecznych Leszka Ojrzyńskiego, to jednak żółto-czerwoni i tak potrafili zaskoczyć. In minus. Najdotkliwiej przekonał się o tym Kosecki, który nieznacznie utykał po spotkaniu na jedną nogę. To efekt ataku Pawła Golańskiego w 10. sekundzie. - Początek był bardzo ciężki. Wiedzieliśmy, że Korona będzie grała ostro i byliśmy na to nastawieni, ale nie spodziewałem się tak brutalnego faulu już w pierwszych sekundach. Noga jest zbita, ale żyję i dam radę - zapewnił napastnik stołecznej drużyny.

Dla wszystkich obserwatorów niedzielnego spotkania Golański ewidentnie faulował Koseckiego. Jednakże za tę akcję nie został ukarany. - Musiałbym w powtórkach to wszystko zobaczyć, ale wydaje mi się, że żółta kartka na pewno powinna być. Pod czerwoną to podchodziło, bo odczułem na własnych kościach ten wślizg. Była to pierwsza minuta i może sędzia bał się wyciągać od razu takie konsekwencje. Pewnie reakcja byłaby inna, gdyby było bliżej końca spotkania - analizował Jakub Kosecki.

Spotkanie z Koroną Kielce okazało się dla Jakuba Koseckiego dość bolesne. Spotkanie z Koroną Kielce okazało się dla Jakuba Koseckiego dość bolesne.
W pierwszych minutach koroniarze często faulowali podopiecznych Jan Urban. Jednak, do pewnego momentu, Hubert Siejewicz nie zareagował ani razu. - Nie wiem, dlaczego tak było. W ubiegłym sezonie Korona grała dość brutalny futbol, sędzia już od początku mógł utemperować zamiary rywali. Ale to my je utemperowaliśmy strzelając pierwszą bramkę, potem drugą i w drugiej połowie zagraliśmy tak, jak powinniśmy to zrobić, utrzymywaliśmy się przy piłce. Na nasze konto wpadły kolejne trafienia, a my mieliśmy sporo szans na to, aby ten wynik jeszcze podwyższyć. Szkoda, że nie tak efektownie, jak mogło być, ale liczy się to, że na zero z tyłu i są trzy punkty - podsumował legionista.

Niewiele, bo zaledwie jednej bramki, zabrakło, aby Legia została samodzielnym liderem. Jednak współprzewodnictwo ligowej stawce też zostało przy Łazienkowskiej 3 bardzo dobrze odebrane. - To był nasz cel, żeby zostać liderem od pierwszej kolejki, i do ostatniej chcemy nim pozostać, i zdobyć mistrzostwo Polski - nie ukrywał Kosecki.

Dla wojskowych wygrana 4:0 nad Koroną Kielce to bardzo dobre przetarcie przed - aktualnie - najważniejszym dwumeczem jesieni, czyli potyczką z Rosenborgiem Trondheim. - Trenerzy świetnie rozpracowali kielecki zespół i liczę na to, że w czwartek będzie podobnie. Zdaję sobie sprawę z tego, że będzie trudno odnieść wysokie zwycięstwo, ale wierzę w to, że damy radę - zakończył piłkarz.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×