Łukasz Skowron to zawodnik młody i tak naprawdę dopiero wchodzi na piłkarskie salony T-Mobile Ekstraklasy. Jeszcze do niedawna grał w III lidze, do Jagiellonii trafił bowiem z Radomiaka Radom, a teraz z powodzeniem walczy o miejsce między słupkami białostockiej ekipy. Jest trochę pechowcem - to on w pierwszej kolejce ligowej musiał wyciągać piłkę z siatki już w 18. sekundzie. Mimo braku większego doświadczenia, trener Tomasz Hajto wciąż decyduje się jednak na niego stawiać.
W meczu z Górnikiem Zabrze Skowron ponownie został posłany do gry w wyjściowej jedenastce. W trakcie spotkania spisywał się bardzo dobrze. Pewnie wychodził do piłek, niejednokrotnie ratował swój zespół przed utratą bramki, broniąc również silne strzały z dystansu. Czy jednak mógł zachować się inaczej przy golu Arkadiusza Milika? - Przy straconej bramce zobaczyłem piłkę w ostatnim momencie i nie jestem pewien, czy ruszyłem się w lewą stronę. Na pewno mogłem zrobić coś więcej, ale muszę to wszystko jeszcze przeanalizować - powiedział tuż po końcowym gwizdku sam zainteresowany.
Dwudziestojednolatek był wobec siebie krytyczny. W każdej konfrontacji dąży do perfekcji, co widać na niemal każdym kroku. - Bramkarz jest właśnie po to, żeby takie piłki wyłapywać. Nad murem można gola wpuścić, ale strzały takie jak ten - z siedemnastego metra, po rogu - trzeba bronić - mówił ze smutkiem w głosie. Powiedział też jednak o czymś, czego dowiedział się już po ostatnim gwizdku od sztabu trenerskiego zabrzańskiej ekipy. - Nawet rozmawiałem z asystentem trenera Górnika, który powiedział mi, że jego podopieczni mają te zagrania przećwiczone. Przed strzałem piłkarz przebiega w ostatnim momencie, by zmylić bramkarza - wyznał.
Zapytany o pomeczowe spotkanie z trenerem Hajto w szatni, nie chciał zdradzać, czy szkoleniowiec miał do niego pretensje o straconą bramkę. - Nie chciałbym mówić dokładnie, o czym rozmawialiśmy w szatni. Mogło być na pewno lepiej - podsumował. Również i Tomasz Hajto wzbraniał się przed publicznym określaniem roli w tej akcji młodego bramkarza. Mogło się wręcz wydawać, że chciał zdjąć ze Skowrona odpowiedzialność za tę akcję. - Wszystkie takie sytuacje załatwiamy w szatni. Tym samo robimy po sromotnych porażkach, tak samo postąpimy i teraz. Na pewno trzeba z nim porozmawiać. Jest to piłkarz "na dorobku". Każdy taki zawodnik jakieś błędy popełnia. To normalne - piłka to gra błędów, każdy ma je na swoim koncie. Przydarzają się one, tak jak i w tym spotkaniu, także bardzo doświadczonym zawodnikom. Łukasz będzie wyciągał wnioski, jest ambitny - ocenił.
Co więcej, szkoleniowiec białostockiego teamu zwrócił uwagę na dyskusyjne, jego zdaniem, okoliczności, w jakich padła bramka. - Zastanawiałbym się raczej, czy w ogóle podyktowałbym w tej sytuacji rzut wolny - zauważył. - Michał Pazdan najpierw zagrał w piłkę. Potem rzeczywiście z impetem najprawdopodobniej trafił w nogi rywala, ale w takim meczu detale decydują o wyniku. Jeśli chodzi o naszego bramkarza, najważniejsze, że ten pierwszy gol nie zadecydował o końcowym wyniku spotkania - zakończył.