Złota bramka wychowanka - relacja z meczu Polonia Bytom - Sandecja Nowy Sącz

Polonia Bytom aż do rozpoczęcia doliczonego czasu gry drugiej połowy dzielnie stawiała czoła Sandecji. Dopiero wtedy cennego punktu pozbawił niebiesko-czerwonych... wychowanek klubu z Olimpijskiej.

Marcin Ziach
Marcin Ziach

Przed meczem z Sandecją Nowy Sącz w Bytomiu wiara w zwycięstwo była żywa, jak chyba jeszcze nigdy w tym sezonie. Powód? Drużyna z Małopolski "leżała" dotąd śląskiemu zespołowi jak nikt inny. Wszyscy też wspominali wydarzenia sprzed roku, kiedy znajdująca się w identycznej sytuacji w tabeli - z trzema porażkami i zerowym dorobkiem punktowym na koncie - Polonia pojechała do Nowego Sącza i za sprawą świetnej końcówki spotkania ograła gospodarzy 3:2, przegrywając w tym meczu już 0:2.

Patrząc na meczowe zestawienie bytomian nie byłoby zapewne nadużyciem stwierdzenie, że trener Piotr Pierścionek przed meczem mógł jedynie pomarzyć o takim kadrowym komforcie, jaki przed dwunastu miesięcy miał w Polonii Dariusz Fornalak. Kadra Polonii nie była być może wówczas dużo lepsza, ale znacznie szersza. Tymczasem w niedzielnym meczu na ławce rezerwowych bytomskiej drużyny usiadło zaledwie dwóch zawodników z pola i bramkarz, a w wyjściowej jedenastce znalazło się aż czterech młodzieżowców.

Polonia postawą w pierwszej połowie umocniła jednak nadzieje kibiców, że tego meczu wcale przegrać nie musi. Co prawda niezła postawa gospodarzy nie owocowała prowadzeniem do przerwy, ale i tak fani niebiesko-czerwonych mieli powody do zadowolenia. Agresywnie grający bytomianie nie pozwalali Sandecji na zbyt wiele. Nowosądeczanie zresztą sami mieli w tym sporo udziału, bo grali totalnie bez pomysłu na sforsowanie zwartych szyków obronnych bytomian.

Co gorsza, goście sami dla siebie stanowili największe zagrożenie. W 30. minucie gry po kąśliwym zagraniu Przemysława Szkatuły z lewego skrzydła o włos od pokonania własnego bramkarza był bowiem Mateusz Kowalski, po interwencji którego piłka zatrzymała się na bocznej siatce bramki Marcina Cabaja. Sam golkiper Sandecji także postarał się o podwyższenie ciśnienia kilkudziesięcioosobowej grupie kibiców z Nowego Sącza w sektorze gości, kiedy tuż przed przerwą, przy próbie wybicia piłki zagranej przez obrońcę, nie trafił w futbolówkę, a ta nieznacznie minęła lewy słupek jego bramki.

Znacznie lepiej podopieczni Jarosława Araszkiewicza zaprezentowali się w drugiej części spotkania. Zaraz po zmianie stron Sandecja ruszyła bowiem do ataku i raz za razem zmuszała Mateusza Mikę do interwencji. Golkiper bytomian w pierwszym kwadransie drugiej połowy musiał stawać na głowie, by jego drużyna nie straciła bramki. Szczególne słowa uznania należą się 24-latkowi za sposób, w jaki dwukrotnie w przeciągu kilkudziesięciu sekund powstrzymał w sytuacji sam na sam Arkadiusza Aleksandra. Świetnie spisywał się także po próbach Bartoszów: Wiśniewskiego i Szeligi. - Patrząc na to, co wyczynia między słupkami bramkarz Polonii wątpiliśmy, że tern mecz będziemy w stanie wygrać - przyznał po końcowym gwizdku sędziego "Wiśnia".

Mecz zapewne zakończyłby się podziałem punktów, gdyby nie akcja z pierwszej minuty doliczonego czasu gry. Wówczas po dograniu Marcina Makucha z prawego skrzydła w polu karnym bytomian najwyżej wyskoczył Wojciech Mróz i strzałem głową nie dał szans Mice na skuteczną interwencję. - Poszedłem w ciemno na krótki słupek, bo wiedziałem, że to dośrodkowanie tam pójdzie. Krzyknąłem jeszcze do Marcina Kowalskiego, że biorę tę piłkę i uderzyłem - opisywał szczęśliwy strzelec. - Serce mam rozdarte na pół, bo szczęście Sandecji jest nieszczęściem Polonii Bytom, której jestem wychowankiem. Wierzę, że ten mecz nie zadecyduje na koniec sezonu o ich spadku do II ligi - dodał Mróz.

Pomeczowe komentarze trenerów:

Jarosław Araszkiewicz (trener Sandecji Nowy Sącz): Byłem w Bytomiu trzy dni temu, przy okazji meczu Polonii z Termaliką. Wiedziałem, że jest to młody zespół, budowany w pierwszym zamyśle na występy w II lidze. Dostali przepustkę ligę wyżej i starają się jak mogą. Być może w końcówce meczu z nami zabrakło im trochę zdrowia, bo grali praktycznie czwarty mecz systemem co trzy dni. Przed meczem uczulałem moich zawodników, że chociaż zespół Polonii był budowany naprędce, to nie znaczy, że oni się przed nimi położą. Na pierwszą połowę, jak wszyscy widzieli, mój zespół w ogóle nie dojechał. Ja z natury staram się rozmawiać z zawodnikami i nie krzyczeć, ale w przerwie trochę głos podniosłem i dopiero w drugiej połowie Sandecja zaczęła grać w piłkę. Staraliśmy się postawić na akcje oskrzydlające, bo przy tak grającej drużynie rywala piłkami prostopadłymi niewiele mogliśmy wskórać. Mieliśmy dwie świetne okazje, których nie wykorzystał Arek Aleksander. Gdyby te bramki padły, to pewnie gra potoczyłaby się zupełnie inaczej. A tak, to męczyliśmy się i dopiero w doliczonym czasie gry udało nam się zdobyć zwycięską bramkę. Za tę determinację w drugiej połowie mojej drużynie należą się słowa uznania.

Piotr Pierścionek (trener Polonii Bytom): Ciężko jest coś sklecić po takim meczu. Straciliśmy bramkę na kilkadziesiąt sekund przed końcem gry, ale to było pokłosiem tego maratonu, z jakim miał w ostatnich dniach do czynienia mój zespół. Cztery mecze rozegrane w niespełna dwa tygodnie, przy tak wąskiej kadrze, okazały się dla nas zgubne. Rozegraliśmy w tym meczu dwie różne połowy. Na pewno przed przerwą byliśmy rywalem dla Sandecji równorzędnym. W drugiej połowie widać było już ubytek sił młodych zawodników, bez możliwości dokonania jakichkolwiek zmian. Nie dość, że prześladują nas kartki i kontuzje, to jeszcze przed meczem przyszedł do mnie Dawid Krzemień, który miał grać w podstawowym składzie, i okazało się, że ma 39 stopni gorączki. Rozpoczynaliśmy ten mecz dwoma 17-latkami, a na ławce rezerwowych miałem trzech zawodników: rezerwowego bramkarza i dwóch juniorów, którzy w lidze na dobrą metę jeszcze nie grali. Gra z tak wąską kadrą w tej lidze przynosi taki skutek, z jakim mieliśmy do czynienia z każdą upływającą na boisku minutą. Nie potrafiliśmy się już bronić tak skutecznie, bo temu zespołowi ambicji i determinacji nie brakuje, ale trudno cokolwiek zrobić, kiedy nie ma się już sił. Sandecja ma w składzie doświadczonych zawodników, którzy umieli nasze braki wykorzystać. Do tego doszedł krótki brak koncentracji w końcówce meczu, który kosztował nas utratę remisu. Ten wynik, co tu dużo mówić, w naszym położeniu byłby takim małym zwycięstwem.

Polonia Bytom - Sandecja Nowy Sącz 0:1 (0:0)
0:1 - Wojciech Mróz 90+1'

Składy:

Polonia Bytom: Mateusz Mika - Kamil Banaś, Martin Baran, Krzysztof Michalak, Przemysław Szkatuła, Kamil Białkowski, Paweł Alancewicz, Daniel Pietrycha, Kacper Grzybek (77' Michał Cioch), Kamil Walesa (69' Damian Gołąb), Michał Płókarz.

Sandecja Nowy Sącz: Marcin Cabaj - Marcin Makuch, Mateusz Kowalski, Kamil Szymura, Wojciech Wilczyński, Paweł Leśniak (46' Wojciech Mróz), Peter Petran, Filip Burkhardt, Bartosz Wiśniewski (73' Marcin Kowalski), Sebastian Szczepański (9' Bartosz Szeliga), Arkadiusz Aleksander.

Żółte kartki
: Grzybek (Polonia) - Burkhardt, Makuch, Petran (Sandecja).

Sędzia
: Tomasz Garbowski (Kluczbork).

Widzów
: 1520.

Polonia Bytom - Sandecja Nowy Sącz 0:1

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×