Marian Kelemen jest jednym z nielicznych, jak nie jedynym piłkarzem Śląska Wrocław do którego kibice w tym sezonie nie mają zastrzeżeń. Słowacki bramkarz mecz z Hannoverem 96 obejrzał jednak tylko z ławki rezerwowych, bowiem Orest Lenczyk zdecydował się na Rafała Gikiewicza. - Byłem trochę zaskoczony, że trener nie postawił na mnie w czwartek w meczu z Hanowerem, ale z respektem podszedłem do tej decyzji szkoleniowca. Usiadłem na ławce i szkoda, że przegraliśmy. Życie toczy się jednak dalej i trzeba się przygotować do następnego spotkania - powiedział Kelemen.
W niedzielę wrocławianie rywalizowali z Koroną Kielce. Śląsk w tym meczu zwyciężył 2:0. - Długo czekaliśmy na zwycięstwo na tym stadionie. Mecz z Koroną się dobrze dla nas poukładał. Chłopaki walczyli do końca, a w drugiej połowie kontrolowaliśmy grę dlatego, że graliśmy o dwóch więcej. Najważniejsze są jednak trzy punkty - skomentował Słowak. Kibice mistrzów Polski mieli jednak zastrzeżenia do swoich zawodników, bo ci grając przez blisko 50 minut w przewadze dwóch piłkarzy, nie zdołali strzelić bramki. - Rozmawialiśmy w szatni, że trzeba strzelić jeszcze jakąś bramkę, ale niestety się nie udało. Trzy punkty przeważają jednak nad wynikiem - stwierdził bramkarz.
Słowak co prawda puścił jednego gola, ale arbiter go nie uznał, bowiem dopatrzył się spalonego, którego nie było. - Ja stałem w bramce i nie zauważyłem czy jest spalony, czy go nie ma. Na nasze szczęście bramka nie została uznana. Zagraliśmy na zero z tyłu i to się liczy - zaznaczył piłkarz Śląska.
W niedzielę Kelemen był kapitanem Śląska Wrocław. - Pierwszy raz zagrałem jako kapitan. Jest nim jednak Sebek Mila. W meczu z Koroną on nie mógł wystąpić. Wygraliśmy jednak mecz i możemy się cieszyć - podsumował bramkarz.