- Gdyby drużyna grała przeciwko szkoleniowcowi, to wystarczyłoby przegrać dwa, trzy mecze i byłoby po trenerze. Gdy pracowałem przy Oporowskiej, do końca wierzyłem, że pomiędzy mną i drużyną jest chemia. Gdybym nie dogadywał się z chłopakami, to honorowo podałbym się do dymisji - powiedział Tarasiewicz w rozmowie z Super Expressem.
Czy Ryszard Tarasiewicz zdecydowałby się na powrót do Śląska, mimo ostatnich niejasności z jego kontraktem w klubie? - Między nami nie było żadnych utarczek! Działacze powinni doceniać, że to ja stworzyłem tę drużynę. Ściągnąłem za darmo Kelemena, Spahicia, a za Milę zapłaciliśmy milion złotych, choć był wart dwa miliony, ale euro. Niektórym w klubie zabrakło cierpliwości, bo ja już w 2010 roku zapowiadałem, że w sezonie 2011/2012 będziemy grać o mistrzostwo Polski. Do Śląska wrócę zawsze, nawet na piechotę w środku nocy - poinformował.
Cała rozmowa w Super Expressie.