Sandecja Nowy Sącz w ostatnich sekundach doliczonego czasu gry w meczu z Polonią Bytom zdobyła bramkę na wagę zwycięstwa. - Byłem w Bytomiu trzy dni temu, przy okazji meczu Polonii z Termaliką. Wiedziałem, że Polonia to młody zespół, budowany w pierwszym zamyśle na występy w II lidze. Dostali przepustkę ligę wyżej i starają się jak mogą. Na nasze szczęście w końcówce meczu zabrakło im trochę zdrowia, bo grali praktycznie czwarty mecz systemem co trzy dni - ocenia Jarosław Araszkiewicz, trener nowosądeckiej drużyny.
Drużyna z Małopolski szczególnie słabo spisywała się w pierwszej odsłonie spotkania. - Przed meczem uczulałem moich zawodników, że chociaż zespół Polonii był budowany naprędce, to nie znaczy, że oni się przed nimi położą. Na pierwszą połowę, jak wszyscy widzieli, mój zespół w ogóle nie dojechał - przyznaje szkoleniowiec Sandecji.[i]
[/i]
Słaba postawa jego podopiecznych przed przerwą rozsierdziła Araszkiewicza. W przerwie w szatni nowosądeczan było niezwykle gorąco. - Z natury staram się rozmawiać z zawodnikami i nie krzyczeć, ale w przerwie trochę głos podniosłem i dopiero w drugiej połowie Sandecja zaczęła grać w piłkę - analizuje opiekun jedenastki z Sądecczyzny.
Trener drużyny z Nowego Sącza na mecz w Bytomiu przygotował taktykę ułożoną specjalnie pod rywala. - Staraliśmy się postawić na akcje oskrzydlające, bo przy tak grającej drużynie rywala piłkami prostopadłymi niewiele mogliśmy wskórać. Mieliśmy dwie świetne okazje, których nie wykorzystał Arek Aleksander. Gdyby te bramki padły, to pewnie gra potoczyłaby się zupełnie inaczej - przekonuje "Araś".
Konsekwencja wykazana przez nowosądeczan po przerwie opłaciła się. W doliczonym czasie gry bramkę na wagę trzech punktów zdobył dla Sandecji Wojciech Mróz. - Męczyliśmy się i dopiero w doliczonym czasie gry udało nam się zdobyć zwycięską bramkę. Za tę determinację w drugiej połowie mojej drużynie należą się słowa uznania - puentuje opiekun jedenastki z Kilińskiego.