- To musi być niespodzianka nie tylko dla kibiców, ale i ludzi z zewnątrz. Widzew był skazywany na porażki, a zainkasował aż dziewięć punktów - przyznaje Sławomir Majak, który z łódzką jedenastką sięgnął po mistrzostwo Polski w sezonie 95/96. Były pomocnik RTS-u nie potrafi wytłumaczyć skąd wzięła się dobra forma ekipy Radosława Mroczkowskiego. - Nie wiem czym jest to podyktowane. Oby nie okazało się, że to będzie jedynie drużyna własnego boiska, bo na razie punktował tylko u siebie i to jeszcze nie z potentatami - przyznaje.
W opinii Majaka Widzew wykorzystał słabszy okres rywali z którymi rywalizował. - Grał ze Śląskiem, który jest w ogromnym dołku, a teraz z GKS-em, który jeszcze nie punktował. Patrzmy na te wyniki realnie, a nie przez różowe okulary. Myślę, że wielkość tej drużyny musi być jeszcze potwierdzona na wyjazdach - twierdzi.
Według oceny trenera drugoligowej Calisii sposób budowania ekipy przez trenera Mroczkowskiego jest dość ryzykowny. - "Mroczek" buduje zespół z okolic Łodzi i Młodej Ekstraklasy. Na razie to mu się udaje, w tamtym sezonie również spokojnie się utrzymał. Teraz wspaniale wystartował, ale specyfika gry młodymi zawodnikami jest taka, że raz mogą zagrać trzy wspaniałe mecze, a potem trzy źle. Z ocenami wstrzymajmy się jeszcze o kilka tygodni - analizuje na chłodno.
Jakie są więc jego przewidywania na kolejne tygodnie? - To jest już spory komfort pracy dla trenera. Teraz nie musi grać każdego kolejnego meczu "na żyle", może pozwolić sobie na jakieś inne rozwiązania taktyczne, ale myślę, że Widzew będzie miał jeszcze słabsze momenty i pogubi punkty - kończy.