Nie tak sobotni pojedynek z Miedzią Legnica wyobrażali sobie kibice Polonii Bytom. Po dwóch niezłych występach śląskiej drużyny przeciwko Sandecji Nowy Sącz i GKS Tychy w Bytomiu liczono, że niebiesko-czerwoni zgarną pierwszy w tym sezonie komplet punktów. Młoda drużyna z Olimpijskiej zagrała jednak bardzo słabe zawody, w pełni zasłużenie ulegając beniaminkowi zaplecza T-Mobile Ekstraklasy 1:3 (0:3).
Trudno byłoby po sobotnim pojedynku wyróżnić choć jednego gracza bytomian. Poziom w dalszym ciągu trzyma Mateusz Mika, który co prawda trzykrotnie skapitulował, ale przynajmniej dwa razy uratował swój zespół przed stratą bramki w sytuacji niemalże beznadziejnej. Szczególne brawa kapitanowi Polonii należą się za interwencję w 77. minuty, kiedy tylko w sobie wiadomy sposób obronił silne uderzenie Zbigniewa Zakrzewskiego z kilku metrów od własnej bramki.
Obok naprawdę dobrej postawy gości z Legnicy należy wskazać także jednego bohatera pojedynku ze strony gospodarzy. Miał on futerko i długie uszy. A jego skoki były znacznie bardziej efektowne, od tych, które kibicom po stałych fragmentach gry prezentowali gracze zespołu prowadzonego przez Jacka Trzeciaka, który musiał poprowadzić drużynę w zastępstwie za zawieszonego Piotra Pierścionka.
Mowa o... zającu, który wparował na murawę w 20. minucie gry. Niespodziewany gość, zbudzony przez głośno dopingujących kibiców w szaleńczym tempie przekicał znaczną część bieżni okalającej płytę boiska i placu obok trybuny VIP, po czym... zniknął w gęstej trawie. Szarak wywołał euforię na trybunach, w przeciwieństwie do spotkania, które im bliżej było końca, tym niższym poziomem raczyło fanów obu drużyn.