Kolendowicz: Masażysta zapomniał wiertarki

Beniaminek ze Szczecina po raz kolejny zaskoczył kibiców i piłkarskich ekspertów. Po efektownym zwycięstwie na inaugurację z Zagłębiem Lubin tym razem Portowcy pokonali Wisłę Kraków 2:0.

Grzegorz Lemański
Grzegorz Lemański

Od pierwszych minut na boisku bezsprzecznie rządził zespół ze Szczecina. Podopieczni Artura Skowronka częściej utrzymywali się przy piłce i szukali swoich okazji w ataku pozycyjnym, a po stracie piłki szybko atakowali przeciwnika wysokim pressingiem.

- Takie były założenia taktyczne. Chcieliśmy postawić na wysoki pressing, aby nie pozwolić rywalom rozwinąć skrzydeł. W pierwszej połowie mieliśmy z tym trochę problemów, bowiem przeszkadzał nam silny wiatr. W drugiej części meczu grało nam się już dużo lepiej. Wybiliśmy Wiśle z głowy grę krótkimi podaniami, co zupełnie zburzyło ich pomysł na grę - mówił po meczu piłkarz Pogoni - Robert Kolendowicz.

Doświadczony pomocnik był jednym z bohaterów piątkowego spotkania, mając czynny udział przy obu bramkach. W pierwszej połowie to właśnie po faulu na nim sędzia odgwizdał kontrowersyjny rzut karny.

- Moim zdaniem rzut karny nam się należał - wyjaśnia Kolendowicz. - Nie widziałem jeszcze powtórek, więc nie chce wyrokować, ale jeśli podyktowano jedenastkę przeciwko nam w meczu z Piastem, to tym bardziej można to było zrobić w tej sytuacji.

Wiele negatywnych emocji budzi również bramka, zdobyta przez Kolendowicza w drugiej połowie. Po obejrzeniu powtórek telewizyjnych wydaje się, że 31 – letni pomocnik był na minimalnym spalonym. Z perspektywy boiska cała sytuacja wyglądała jednak zupełnie inaczej.

- Nie czułem, abym był na spalonym. Wszystko działo się bardzo szybko, ale moim zdaniem sędzia podjął słuszną decyzję. Cieszę się, że nie zdecydował się na podniesienie chorągiewki - tłumaczy strzelec drugiej bramki.

Wysoka dyspozycja Kolendowicza jest o tyle zaskoczeniem, że jeszcze kilka dni przed meczem wydawało się, że w ogóle nie zdoła wybiec na boisko. Doświadczony pomocnik podczas treningów nabawił się urazu stopy i przez ostatni tydzień był pod stałą opieką sztabu medycznego. Ostatecznie jednak popularny "Kolenda" pojawił się na placu gry i to bez zapowiadanej dziury w bucie, która miała zapewnić mu łatwiejsze poruszanie się po boisku.

- To już powoli obrasta w legendy. Rzeczywiście, początkowo był pomysł taki pomysł. Ostatecznie jednak masażysta zapomniał przynieść wiertarki i nic z tego nie wyszło . Mam drobny uraz, którego podczas meczu tak naprawdę się nie czuje. Problemy zaczynają się dzień czy dwa dni po meczu. Mam jednak nadzieję, że zdążę się wykurować na kolejne spotkanie.

O zdrowie Roberta Kolendowicza w Szczecinie martwi się nie tylko sztab medyczny, ale także kibice. Bez znajdującego się w świetnej dyspozycji pomocnika ciężko się bowiem spodziewać zwycięstwa w następnej kolejce, kiedy Portowcy zmierzą się w Poznaniu z miejscowym Lechem.

- W Poznaniu na pewno można liczyć na walkę z naszej strony – zapowiada Kolendowicz. - Dla kibiców jest to niezwykle ważne spotkanie i my mamy tego świadomość. Jesteśmy bojowo nastawieni. Po dwóch porażkach udało nam się podnieść i fajnie byłoby przywieźć również jakieś punkty z Poznania.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×