Ten właściciel nie stresuje - rozmowa z Piotrem Stokowcem, trenerem Polonii Warszawa

Piotr Stokowiec nie mógł w trakcie meczu z Jagiellonią usiąść na ławce rezerwowych, poczynania swoich podopiecznych obserwował więc z wysokości trybuny honorowej w towarzystwie Ireneusza Króla.

W meczu z Jagiellonią pana podopieczni wywalczyli jeden punkt. Trudno uciec od wrażenia, że zasłużyliście tego dnia na więcej.

Piotr Stokowiec: Myślę, że tak, aczkolwiek jestem trochę zły na siebie i na drużynę za pierwszą połowę, na którą trochę nie dojechaliśmy i nie graliśmy tego, co sobie przed meczem zakładaliśmy. Trzeba też pamiętać, że w podstawowym składzie były cztery zmiany i być może wynik jest pokłosiem tych roszad. Nie jestem zadowolony, ale na tyle pozwoliła nam w tym meczu Jagiellonia oraz połowa nowego składu. Zawodnicy wchodzący do drużyny muszą się w ten zespół wkomponować, a to trwa miesiącami. Oceniając więc na gorąco nerwy są, ale te punkt i styl gry z drugiej połowy na pewno trzeba szanować.

Przed przerwą wyglądało na to, że reprezentacyjna przerwa zwyczajnie wybiła was z meczowego rytmu.

- Na pewno decydujące były - jak już powiedziałem - zmiany, które na jednych wpływają dobrze, a na innych źle. Ponadto część zawodników mieliśmy do dyspozycji dopiero na dwa, trzy dni przed meczem, a niektórzy grali swoje spotkania w reprezentacjach. Widać było, że Pazio czy Teodorczyk są w rytmie, przykład Wszołka pokazał z kolei, że on z tego rytmu grania wypadł, aczkolwiek końcówkę meczu też miał fajną. To jest młodość, ale Paweł jest ambitny i to była dla niego nauczka, że cały czas trzeba być gotowym do gry. Nie mam jednak do nikogo pretensji. Generalnie w pierwszej połowie było po prostu za dużo słabych punktów.

A do sędziego żalu pan nie ma?

- Ja nie jestem od oceniania, tym zajmują się odpowiednie komórki. Jeśli strzela się prawidłową bramkę to trudno jednak nie mieć pretensji...

Mecz z Jagiellonią śledził pan w towarzystwie prezesa, Ireneusza Króla. Jakie to doświadczenie?

- Z prezesem mamy normalny, partnerski kontrakt. Ten właściciel nie stresuje, on bardziej mnie uspokajał albo denerwowaliśmy się razem, bo gdzieś tam na boisku nie szło.

- Nie jestem od oceniania pracy sędziów - mówi Stokowiec
- Nie jestem od oceniania pracy sędziów - mówi Stokowiec

W przerwie miał pan okazję przekazać uwagi swoim asystentom?

- Tak, konsultowaliśmy się, ale już w drugiej połowie moi współpracownicy sami dokonywali zmian. Zostawiłem im dowolność, bo w sztabie sobie ufamy i szanuję ich decyzje. Nie chciałem robić jakiś przedstawień i show na trybunach, a mecz zakończył się tak, jak się zakończył. Podpisuje się pod tym, bo ja także za to odpowiadam.

W jaki sposób kontaktował się pan z ławką trenerską?

- W przerwie Łukasz Smolarow wszedł na trybuny i normalnie porozmawialiśmy. Pytałem o to pana Stefańskiego i takie praktyki są dozwolone, nie robiliśmy więc żadnych cyrków z telefonami, tylko spokojnie wymieniliśmy uwagi.

Słabiej po przerwie na mecze reprezentacji wypadł Wszołek. Gdy Paweł chybił mając przed sobą pustą bramkę nie bał się pan, że w tym meczu będzie po nim?

- Nie, wprost przeciwnie. To jest zawodnik, który się nie stresuje, bardziej trzeba za to pracować nad jego koncentracją. Przed nim przyszłość, bo jest to chłopak bez układu nerwowego i czasem bardziej trzeba go pobudzać, niż uspokajać.

Przed rozpoczęciem przerwy na mecze drużyn narodowych zapowiadał pan, że czas ten poświęci na wyrównywanie poziomu zawodników, którzy do sezonu przygotowywali się w różnych warunkach. Założenia przyjęte na tych kilkanaście dni udało się zrealizować?

- Co chcieliśmy, to zrobiliśmy i efekt przyjdzie. Na pewno nie jest tak, że jak ktoś zrobi pięć startów, to od razu jest szybszy, to jest złożony proces treningowy i trzeba nad tym pracować przez cały czas. Rzeczywiście jednak trochę tego oddechu było nam potrzebne, żeby pojechać na zgrupowanie, pobyć ze sobą, zgrać się. Mecz sparingowy z Koroną wyglądał dobrze, ale to nie jest tak, że w jednej przerwie na kadrę można zwojować cuda. Potrzebowaliśmy tego, ale procentować ta praca będzie dopiero w przyszłości.

Już w piątek czeka was mecz derbowy. Dla pana będzie to debiut w tak ważnym meczu w roli szkoleniowca.

- Czy będę na ławce, to jeszcze zobaczymy, na pewno będziemy się odwoływać. A czuję się świetnie, bo to spełnienie marzeń móc prowadzić Polonię w derbach stolicy. Gdy byłem zawodnikiem na pewno wiązała się z tym jakaś ekscytacja, te podniety trzeba jednak gdzieś tam zostawić i skupić się na pracy, żeby wyszło to jak najlepiej. To będzie zupełnie inny mecz i tylko szkoda by było, żeby nie obejrzeli go w komplecie kibice zarówno jednej, jak i drugiej drużyny.

Źródło artykułu: