Na Śląsk Legia Warszawa przyjechała w mocno eksperymentalnym zestawieniu. W kadrze stołecznej drużyny zabrakło m.in. Michała Żewłakowa, Jakuba Wawrzyniaka, Ivicy Vrdoljaka czy Danijela Ljuboji. Cały mecz na ławce rezerwowych przesiedzieli Dusan Kuciak, Janusz Gol i Marek Saganowski, a dopiero w końcówce na boisko wszedł najlepszy w ostatnich tygodniach gracz Wojskowych, Jakub Kosecki. W poczynaniach złożonej w głównej mierze z dublerów drużyny Jana Urbana było dużo nerwowości, ale ostatecznie cel został osiągnięty bez potrzeby rozgrywania dogrywki.
- Emocji w tym spotkaniu nie zabrakło, bo Piast zagrał naprawdę dobry mecz. Byliśmy trochę zaskoczeni tym, że nie grający także w najsilniejszym zestawieniu rywale byli w stanie postawić nam poprzeczkę tak wysoko. Cel jednak osiągnęliśmy. Bramka strzelona do przerwy i druga, w drugiej połowie spotkania całkowicie ustawiły ten mecz. Szkoda, że daliśmy sobie wbić bramkę kontaktową, ale wywalczyliśmy awans i to jest najważniejsze - podkreśla w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Jakub Rzeźniczak, obrońca stołecznej drużyny.
Największą bolączką Legii są w tym sezonie defensywne stałe fragmenty gry, po których warszawska drużyna traci coraz więcej bramek. - Znowu straciliśmy bramkę po stałym fragmencie i to nas niepokoi. Przed każdym spotkaniem dodatkowo się uczulamy na krycie przy defensywnych rzutach wolnych i rożnych, a mimo to na boisku mnożą się błędy, po których padają bramki dla przeciwnika. Musimy nad tym usilnie pracować, bo o ile w tej fazie jeszcze wielkiej krzywdy nam to nie zrobiło, to w końcówce może od tego zależeć jaki sukces odniesiemy w ty sezonie - zauważa były reprezentant Polski.
W Gliwicach "Rzeźnik" zagrał na lewej stronie defensywy i rozegrał niezłe zawody na nowej dla siebie pozycji. - Trener cały czas szuka optymalnych rozwiązań taktycznych i próbuje poszczególnych zawodników na różnych pozycjach. Wiem, że w meczu z Piastem nie zagrałem na lewej stronie idealnych zawodów, ale z każdym meczem powinno być lepiej. Czeka mnie jeszcze dużo pracy, ale najważniejsze jest to, żeby z mojej gry korzyści czerpała drużyna. Moja satysfakcja z występu ma drugoplanowe znaczenie - przekonuje defensor Legii.
Mecz przy Okrzei gracz drużyny z Warszawy kończył z rozbitą głową. Rywale nie oszczędzali walecznego piłkarza na boisku. - Staram się nie odstawiać ani głowy, ani nogi. Przeciwnicy też lubią ze mną ostrzej pograć i takie są tego efekty. Myślę jednak, że taki jest sens futbolu. Uprawiamy sport, w którym dominuje walka i jeżeli na boisku czasami pojawi się krew, to podkreśla to tylko rangę spotkania. Ja płakał po szyciu nie będę i na pewno w kolejnych meczach nie odpuszczę walki o żadną piłkę. Taki mam charakter i nie może być inaczej - zapowiada Rzeźniczak.
Poprzednio obrońca Wojskowych ucierpiał poważnie po meczu ligowym z Górnikiem Zabrze. Walki gladiatorów są charakterystyczne dla meczów Legii z drużynami ze Śląska. - Każda blizna na ciele piłkarza ma tym większy sens, jeżeli idą za nią zdobyte punkty. Jeśli jednak nie zdobędziesz nawet oczka, a rywale po meczu podchodzą do ciebie i klepią po plecach z uznaniem, że wypruwałeś sobie flaki, żeby o punkty powalczyć, to także możesz te blizny nosić z dumą. Grając na obronie muszę być gotowy na to, że często trzeba skakać do pojedynków główkowych. Ostatnio w ferworze walki znowu rozbiłem łuk brwiowy, ale powodu do wstydu z tego tytułu nie ma. Przynajmniej nikt po końcowym gwizdku nie powie, że "Rzeźnik" przeszedł obok meczu - puentuje gracz drużyny z Łazienkowskiej.