Marcin Ziach: Dolcan Ząbki notuje passę czterech meczów bez zwycięstwa, a przed wami trudny wyjazd do lidera ze Świnoujścia.
Robert Podoliński: Mamy do Floty wielki szacunek i podejdziemy do rywala z należnym respektem. Nie sądzę jednak, żebyśmy stali na straconej pozycji. Jesteśmy zespołem, któremu z drużynami z góry tabeli gra się lepiej. W tym sezonie pokonaliśmy Cracovię i zremisowaliśmy w Bydgoszczy. Na wyspie Uznam też tanio skóry nie sprzedamy.
Przed tym meczem może pan wreszcie cieszyć się dużym komfortem kadrowym.
-
Bardzo nam tego było trzeba. W końcu do pełni sił wrócili wszyscy podstawowi zawodnicy i wieziemy do Świnoujścia najsilniejszą "osiemnastkę", jaką na tę chwilę w Ząbkach mamy.
Wierzy pan w to, że w końcu uda się przełamać kapitalną passę Wyspiarzy?
- Wszyscy w to wierzymy. Pewnie gdyby tak nie było, to byśmy ten mecz oddali walkowerem, bo po co ruszać się z Warszawy, jak i tak jedziemy po wciry na boisku. Po to gra się w tej lidze, żeby wygrywać. Nie mamy powodów, żeby wątpić w to, że uda nam się wywieźć z trudnego terenu komplet punktów. W tej lidze naprawdę nie ma niespodzianek, bo każdy z każdym może wygrać. Chcemy w meczu z Flotą rozpocząć swoją zwycięską passę.
W czym widzi pan fenomen Floty Świnoujście?
- Polska jest specyficznym krajem. U nas, a co za tym idzie także w naszym futbolu, żyje się w myśl zasady "im gorzej, tym lepiej". W kadrze Floty latem wiele się zmieniło. Odeszło kilku naprawdę wartościowych graczy, a w ich miejsce doszło kilku innych, którzy gdzieś się w ostatnich latach zgubili. W Świnoujściu stworzyła się fajna, zdyscyplinowana taktycznie paka, której Dominik Nowak umiał przekazać swoją filozofię. Widać, że w tej szatni stworzył się kolektyw i to jest ich główna siła. Sportowo także nie należą do ogona stawki, bo to nie jest słaba drużyna.
Przy ocenie startu w wykonaniu Dolcanu dominuje zadowolenie czy niedosyt?
- Ze startu sezonu mogliśmy być zadowoleni i to bardzo, bo pierwszych pięć kolejek było w naszym wykonaniu naprawdę obiecujących. Coś się zacięło od meczu z Kolejarzem i ta nasza niemoc trwa od czterech spotkań. Mnóstwo niedosytu nam mimo wszystko towarzyszy, bo w meczach z Termaliką i Zawiszą decydowały czy to indywidualności w zespole rywala, czy bramka stracona w ostatnich sekundach spotkania. Na jakieś wypominki przyjdzie czas zimą, przy kominku. Na razie musimy walczyć.
W ostatnich dniach głośniej niż o meczu Dolcanu z liderem było o pana przejściu do GKS-u Bełchatów.
- Jestem w tej chwili w autokarze do Świnoujścia i sprawy ewentualnych zmian klubowych, to dla mnie sprawa drugorzędna. Jestem profesjonalistą, który lubi wyzwania, ale teraz najważniejszy jest dla mnie wynik Dolcanu w Świnoujściu.
Telefon z Bełchatowa zatem jakiś pan odebrał...
- Nie tylko telefon. Byłem nawet w Bełchatowie na rozmowach i daliśmy sobie z klubem bardzo czytelny sygnał, że jesteśmy zainteresowani zawarciem współpracy. Doszliśmy też do porozumienia w sprawie warunków kontraktu, więc formalnie jestem z GKS-em dogadany. Mam jednak ważną umowę w Ząbkach i działacze dali mi do zrozumienia, że moje odejście na tym etapie rozgrywek mogłoby być dla klubu bardzo trudne. Cieszy mnie zainteresowanie ze strony Bełchatowa, ale cieszy też zaufanie, jakim darzą mnie działacze z Ząbek. Na dziś jestem trenerem Dolcanu i na pracy w tym klubie się skupiam.
Można przez to zrozumieć, że działacze Dolcanu oczekują za pana pieniędzy.
- Myślę, że takich rozmów pomiędzy prezesami Bełchatowa i Dolcanu nie było. W środę byłem na rozmowach z GKS-em, a w czwartek miałem spotkanie z działaczami w Ząbkach i nie otrzymałem od nich zgody na rozwiązanie kontraktu. Na razie temat przejścia o szczebel wyżej jest nieaktualny i pozostaje mi skupić się na swojej pracy w swoim dotychczasowym klubie.
Nie jest pan rozczarowany, że ktoś blokuje panu drogę do rozwoju?
- Powiem panu, że to co wydarzyło się w czwartek, to dla mnie już przeszłość. Szukam dla siebie wyzwań "na teraz", a takim jest rozegranie dobrego meczu i zwycięstwo z Flotą. Nie odbieram decyzji działaczy jako złośliwość czy chciwość z ich strony. To raczej dla mnie dodatkowy bodziec do pracy, że ktoś mnie docenia do tego stopnia, że nie chce rezygnować z moich usług, a inny klub chce mnie mimo to zatrudnić.
Temat angażu w Bełchatowie uważa pan zatem za definitywnie zamknięty, czy jakaś iskierka nadziei jednak się tli?
- Nie mam w tej chwili głowy, żeby myśleć o tym, co przyniesie przyszły tydzień. Priorytetem jest dla mnie I liga i najbliższa kolejka. Nie będę się bawił w kabałę. Jestem człowiekiem wierzącym i ze spokojem czekam na to, co Bozia przyniesie w przyszłym tygodniu. Póki co się modlę, żeby w Świnoujściu nad nami czuwała i udało nam się wygrać mecz.