W Gdyni obrano słuszną drogę budowy drużyny - rozmowa z Dariuszem Pasieką, byłym trenerem Arki Gdynia
Były opiekun żółto-niebieskich bacznie obserwuje rozwój młodych piłkarzy Arki. Szkoleniowca, który prowadził gdynian w ekstraklasie, często można spotkań na trybunach gdyńskiego stadionu.
Piotr Wiśniewski: Oglądając mecz z perspektywy trybun chyba cieszy się pan, że widzi na boisku tylu młodych piłkarzy w barwach Arki?
Dariusz Pasieka: Przede wszystkim bardzo podoba mi się stadion (śmiech). Jest na nim świetna atmosfera, o którą dbają kibice. Na meczu z Miedzią na trybunach było cztery tysiące widzów, a mimo to, stadion żył. Fani Arki fantastycznie dopingowali. Mam satysfakcję, że mogłem uczestniczyć w otwarciu stadionu w Gdyni. Czuję duży sentyment do miasta, obiektu. Zostawiłem tutaj wielu znajomych i przyjaciół. Zawsze chętnie do Gdyni wracam.
Dość często można pana spotkać na trybunach gdyńskiego stadionu. To znak, że chwilę spędzone w Gdyni miło pan wspomina?
- Oczywiście, że tak. Nikt nikomu przecież żadnej szkody nie zrobił. Miło wspominam również współpracę z mediami. Nawet gdy się widzimy, to jest przyjemnie, do gardeł sobie nie skaczemy. Nawet wręcz przeciwnie. Gdy przyjeżdżam do Gdyni i spotykam starych znajomych, od razu się uśmiecham. Z wieloma ludźmi mogę porozmawiać nie tylko o piłce, ale także o normalnych, prywatnych sprawach. To, że tak często goszczę w Gdyni może też poniekąd wynikać z faktu, że z Bydgoszczy można szybko dojechać. Obecnie jestem bezrobotny, czekam na oferty pracy, mogę więc sobie pozwolić na jeżdżenie i oglądanie meczów. Taka sytuacja sprawia, że jestem mobilny. Obserwuję nie tylko ekstraklasę. Śledzę też spotkania w pierwszej i drugiej lidze. Chcę być na bieżąco z wydarzeniami.
Mecz Arki z Miedzią był takim typowym meczem I ligi, gdzie dominowała twarda, zażarta walka w środkowej strefie, gdzie rywale czyhali na wzajemny błąd?
- Było widać, że grają dwie drużyny sąsiadujące ze sobą w tabeli. Doświadczony zespół Miedzi został powstrzymany przez młodą, gdyńską drużynę. Mało było strzałów, akcji. Pogoda i boisko nie ułatwiały gry. Nikt nie chciał podjąć ryzyka. Mi osobiście mecz się podobał, choć jak pan zauważył, było dużo walki w środku boiska i niecelnych podań. Warunki pogodowe nie sprzyjały płynnej grze. Poza tym trzeba pamiętać, że oglądaliśmy mecz pierwszej ligi, a tutaj błędy często się zdarzają.
Przykład Arki pokazuje więc, że można i warto stawiać na młodzież, czasem kosztem wyników.
- Przyjemnie patrzy się na grę młodych zawodników Arki. Nie wykażę się zbytnią oryginalnością, gdy pochwalę Mateusza Szwocha. W jego ślady idą kolejni. Mam kontakt z trenerami grup młodzieżowych w Arce, z którymi wcześniej współpracowałem. Wiem, że talent wielu zawodników rozwija się. Gra w meczu ligowym, o stawkę to dla chłopaków dobra lekcja. Nabiorą ogłady i pewności siebie. I liga nie jest łatwa. Dominuje w niej walka. Jednak nikt z tych chłopaków nie pęka. Widzę, że w zespole panuje dobra atmosfera. Piłkarze lubią z sobą przebywać. Wygrana z Miedzią na pewno da drużynie więcej spokoju. Spokój przyda się, zwłaszcza po tych pechowych i nieszczęśliwych porażkach w końcówce meczów. Młodzi piłkarze mogli wpaść w dołek, ale widać, że po tym niefortunnym okresie okrzepli i doszli do siebie. Dwa ostatnie mecze Arka grała z beniaminkami, a takie spotkania zawsze są ciężkie. Zdobyła jednak cztery punkty, nie straciła bramki. Wszystko zmierza w dobrym kierunku.
Co oprócz oglądania meczów zajmuje panu czas?
- Mam zamiar wyjechać za granicę. To kwestia niedalekiej przyszłości. Będzie to staż w jednym z klubów europejskich.