Paweł Buzała: Nie graliśmy na alibi

Paweł Buzała na początku sezonu był bez formy, później musiał pauzować z powodu kontuzji. W Chorzowie wszedł na plac gry po przerwie i strzelił bramkę.

Można podsumować, że do momentu wejścia na plac gry Pawła Buzała piłkarze PGE GKS grali bez napastnika. Występującego na tej pozycji przy Cichej w barwach Brunatnych Michała Maka nie było widać na placu gry. Wejście Buzały sprawiło, że z przodu goście zaczęli być groźni, ale wyrównującego gola ostatni zespół ekstraklasy zdobył przypadkowo, po seryjnych błędach gospodarzy. - Co z tego, że strzeliłem bramkę, skoro nam to nic nie dało. Przy trafieniu miałem trochę szczęścia, bo piłka mnie w polu karnym znalazła. Wykorzystałem pewnego rodzaju prezent od obrońców - opisywał sytuację z 71. minuty napastnik. Buzała żałował, że chwilę przed stratą bramki na 1:2 nie wykorzystał kolejnej swojej okazji. Jego strzał głową z ostrego kąta na linii odbił Michal Pesković.

Rezerwowy piłkarz gości, co nie dziwi, nie miał po spotkaniu zbyt wesołej miny. - Denerwujące jest ciągłe tłumaczenie porażek. Nie jest za ciekawie. Teraz nikt z nas spokojnie nie zaśnie i będzie myślał o tym, że punkty były na wyciągnięcie ręki, a znowu się nie udało. Można powiedzieć, że to trzeci mecz z rzędu, gdy zamiast trzech zdobyliśmy zero punktów - złościł się Buzała. - Trzeba być konsekwentnym do końca, a nam tego zabrakło. Mogliśmy strzelić zwycięskie gole. Oprócz mojej okazji jeszcze Szymon Sawala trafił w słupek. Nie można powiedzieć, że zagraliśmy w Chorzowie na alibi, bo graliśmy w piłkę. Byliśmy dla Ruchu równorzędnym rywalem, ale oni byli skuteczniejsi - zakończył zmartwiony zawodnik.

Komentarze (1)
avatar
Remle
7.10.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
wejście Buzały rzeczywiście ożywiło grę Bełchatowa, ale gol był jak najbardziej przypadkowy. Ale moje uznanie wzbudziło uderzeniu Buzały pod koniec meczu z głowy. Wydawało się, że z tej sytuacj Czytaj całość