Fatalna sytuacja organizacyjno-finansowa w jakiej znajduje się GKS Katowice zmusiła zawodników śląskiej drużyny do rygorystycznych ruchów. Najpierw, w akcie sprzeciwu przeciwko nieudolnym działaniom prezesa Jacka Krysiaka wyszli na sobotnią derbową potyczkę z GKS Tychy w koszulkach: "Oddajcie GieKSę miastu". Wobec braku reakcji ze strony włodarzy katowickiego klubu drużyna podjęła też decyzję o zawieszeniu treningów.
- Naszym problemem nie jest atmosfera w szatni, bo ta jest dobra. Myślę, że nikt z nas nie może narzekać na relacje między sobą czy na współpracę ze sztabem szkoleniowym. Gdyby tak nie było, to pewnie tak długo byśmy się nie trzymali i nie grali tak jak gramy. Tymczasem cały czas walczymy dla tego klubu. Duch tego zespołu jest ciągle żywy i cały czas nas motywuje i dodaje nam sił - przekonuje Przemysław Pitry, napastnik GieKSy.
Po zwycięstwie w sobotnich derbach piłkarze GKS ogłosili, że zawieszają regularne treningi. Powód tego stanu rzeczy był pozornie prozaiczny - zawodnicy nie mają pieniędzy na dojazdy na zajęcia. Zważywszy jednak na fakt, że zaległości płacowe w katowickim klubie wahają się pomiędzy 6-12 miesiącami, to nietrudno ruch drużyny z Bukowej zrozumieć.
- Nie robimy tą decyzją nikomu na złość. Nie chodzi też o jakieś manifesty z naszej strony. Po prostu bardzo byśmy chcieli, żeby coś zaczęło się działać wokół tego klubu i ktoś z góry w końcu nas zauważył. Musimy robić wszystko, żeby działacze w końcu się nami zainteresowali - wskazuje doświadczony gracz śląskiej drużyny.
Problemy finansowe, w jakich znajduje się GKS dotykają nie tylko drużyny i sztabu szkoleniowego. - W podobnej do nas sytuacji znajduje się praktycznie cała administracja i wszystkie osoby w klubie pracujące. Ci ludzie to fanatycy tego klubu, którzy z pracy dla GieKSy czerpią radość. Radością się jednak nie najedzą, a do garnka trzeba mieć co włożyć - przyznaje Pitry.
GKS Katowice nie będzie regularnie trenował przez dwa najbliższe tygodnie. Zawodnicy liczą, że przez ten czas uda się wyjaśnić nurtujące ich wątki i wszystko w klubie wróci do normy. - Gramy teraz dwa mecze u siebie i liczymy, że do czasu najbliższego wyjazdu uda się pewne sprawy wyprostować. Nasza sytuacja jest naprawdę ciężka i tak nie da się żyć na dłuższą metę - argumentuje najskuteczniejszy strzelec katowickiej jedenastki.
W dwóch ostatnich meczach Pitry strzelił dla GieKSy aż pięć bramek. W meczu z tyską drużyną musiał obejść się smakiem, ale szat z tego powodu nie rozrywał. - Brak strzelonej bramki mnie nie boli, bo ten mecz wygraliśmy. Zresztą miałem swoje okazje i czuję, że ten "gaz" do strzelania bramek w nogach ciągle jest. Pewnie strzeliłbym bramkę, ale najpierw "Kopa" [Łukasz Kopczyk - przyp. red.] po moim strzale wybił piłkę z linii, a potem Grzesiu Goncerz mi się nie wywrócił w polu karnym, a karny na pewno był. Podchodzę do tego ze spokojem. Na razie wygrywamy i to jest najważniejsze - studzi nastroje gracz drużyny z Bukowej.