- Opaska jest jako dodatek, jestem zastępcą Kuby. Myślę, że to będą słowa bardziej mobilizujące, ale chłopaki są tak zmotywowani i napompowani, że nie wiem, czy nie będzie trzeba tonować tych nastrojów - mówił przed spotkaniem z reprezentacją Anglii Marcin Wasilewski, pod nieobecność Jakuba Błaszczykowskiego pełniący funkcję kapitana.
Czy "Wasyl" przed starciem z Synami Albionu wziął przykład ze Zlatana Ibrahimovicia, który w przerwie meczu Szwecji z Niemcami w żołnierskich słowach skrytykował kolegów drużyny tak, że ci po wznowieniu gry odrobili straty? - Nie, nie (śmiech). Myślę, że każdy z nas sam się mobilizował i to było widać na boisku. Byliśmy w pełni zdeterminowani i fajnie, że znowu goniąc wynik udało nam się zremisować. Mogliśmy się pokusić o trzy punkty, bo z przebiegu gry to my byliśmy zespołem lepszym, stworzyliśmy więcej sytuacji. Tylko w moim odczuciu wyglądało to trochę tak, jakbyśmy się wystraszyli, że możemy pokonać Anglię - przyznał w rozmowie ze SportoweFakty.pl obrońca reprezentacji Polski.
Wiele osób zastanawiało się, czy i w jaki sposób sytuacja związana z przesunięciem daty rozegrania meczu wpłynie na zawodników. - W jakimś stopniu ta sytuacja miała swoje odbicie, ale to był bardzo nikły stopień, bowiem jesteśmy profesjonalistami: trzeba było się szybko przestawić, od nowa mobilizować i wszystko ustawiać - powiedział Wasilewski.
Jednakże z racji nagłego przesunięcia terminu spotkania podopieczni Waldemara Fornalika w środę odbyli jedynie spacer.
Telewizyjne ujęcia oraz telebimy na Stadionie Narodowym pokazały kadrowiczów śpiewających hymn Polski z całych sił. To również miało odzwierciedlenie w grze. - Każdy podczas hymnu śpiewał prosto z serca, co było widać, a trzymając się wszyscy razem dodatkowo się mobilizowaliśmy. To było dzisiaj potrzebne, bo przeciwnik był z górnej półki. Trzeba było od 1. minuty być skoncentrowanym i nabuzowanym - ocenił kapitan polskiej reprezentacji.
W tym meczu Wayne Rooney oraz Jermaine Defoe nie byli tak groźni, jak można było sądzić przed pierwszym gwizdkiem sędziego. O ile ten pierwszy zdołał pokonać Przemysława Tytonia, o tyle drugi z Anglików na boisku zdecydowanie nie błyszczał i Polacy nie mieli większych problemów z ich kryciem. - Nie stworzyli sobie żadnych sytuacji. Jednak najbardziej nas boli właśnie ta sytuacja, po której padła bramka dla rywali, przed tym się właśnie przestrzegaliśmy - zakończył Marcin Wasilewski.