Szymon Mierzyński: Macie na koncie tylko cztery punkty, ale w meczu z Wartą nie do końca było to widać...
Jacek Trzeciak: Być może, jednak muszę przyznać, że nie odczuwam niedosytu. W Poznaniu graliśmy po prostu słabo. To co pokazaliśmy na boisku nijak się miało do założeń. Zabrakło zarówno krótkich podań, jak i kontrataków.
Czy poza kwestiami typowo piłkarskimi nie podobało się panu coś jeszcze?
- Niestety tak. Momentami moi piłkarze nie biegali, lecz człapali. Szkoda, bo przy odrobinie szczęścia i swego rodzaju zrywie moglibyśmy pokusić się o jakąś zdobycz. W poprzednich potyczkach pod tym względem było lepiej.
Można więc powiedzieć, że polonistom zabrakło wiary w sprawienie niespodzianki?
- Nie wiem czy można to określić w taki sposób. Być może ja popełniłem jakiś błąd. Podczas treningów nastawialiśmy się, że będziemy potrafili zagrać z zacięciem i werwą. To by nam pozwoliło stworzyć kilka sytuacji.
Dorobek bramkowy Polonii jest skromny. To tylko dziewięć trafień. Jakby tego było mało, najskuteczniejsi w drużynie Dawid Cempa i Michał Płókarz są kontuzjowani. Opcji w ataku ma pan naprawdę niewiele...
- Podobnie jest w innych formacjach. Mam do dyspozycji zaledwie trzynastu piłkarzy. Trzeba zaznaczyć, że w tym gronie nie ma ani jednego napastnika czy ofensywnego pomocnika. Efekt jest taki, że niektórzy zawodnicy debiutują na nowych pozycjach. Nie jest to sytuacja sprzyjająca, ale niestety konieczna.
Zatem pańskie pole manewru jest zerowe...
- Zgadza się. Nie chcę w ten sposób tłumaczyć słabych wyników, ale chyba każdy przyzna, że w takich okolicznościach trudno wymagać od tych chłopaków cudów. Wielu z nich otrzymuje zadania, których wcześniej się nie uczyli.
Czy w związku z tym władze klubu wywierają na panu jakąkolwiek presję?
- Nie. Natomiast ja sam próbuję stworzyć atmosferę sprzyjającą lepszym rezultatom. Polonia to przecież klub z dużymi tradycjami. Nie zamierzam pozwalać na to, by tracił on swój prestiż i nie był szanowany. To boli mnie najbardziej w tej całej sytuacji.
Ma pan jakiś doraźny pomysł na ostatnie cztery kolejki? Musicie podreperować dorobek punktowy, bo jeśli zostaniecie przy tym co macie, to raczej trudno wyobrazić sobie, że wiosną nawiążecie walkę o utrzymanie...
- Pomysł mam, ale on nie wystarczy. Do tego trzeba dołożyć jeszcze kilka czynników. Nie ukrywam, że przydaliby się nam zawodnicy, którzy obecnie leczą kontuzje. Gdybym mógł z nich skorzystać, od razu pojawiłyby się nowe możliwości. Na chwilę obecną wszystkie plany rozbijają się już w momencie wyjścia na trening.
Czy w pełnym składzie - bez urazów i absencji kartkowych - Polonia mogłaby poprawić swoje miejsce w tabeli? Chodzi przede wszystkim o przełamanie i odniesienie pierwszego zwycięstwa.
- Uważam, że absolutnie byłoby to możliwe. Kluczowe jest jednak odpowiednie nastawienie mentalne. Moi piłkarze muszą w siebie wierzyć, a wtedy będą zdolni do zrywów. Liczę, że pokażemy to jeszcze w rundzie jesiennej.
W ubiegłym sezonie Polonia uratowała I-ligowy byt dzięki wycofaniu z rozgrywek Ruchu Radzionków. Jednak teraz - gdy macie na koncie zaledwie cztery oczka - nawet zajęcie 15. miejsca wydaje się nierealne...
- Zdaję sobie z tego sprawę. Z każdym kolejnym spotkaniem nasze położenie jest coraz bardziej tragiczne. Niestety nic nie wskazuje na szybką poprawę. Kontuzjowani zawodnicy wrócą do gry dopiero wiosną. Chyba sam musiałbym się przebrać i wyjść na boisko.
Jest jednak pewna okoliczność, która może wam dawać nadzieję. Prezydentem Bytomia został były prezes klubu Damian Bartyla. Z pewnością będziecie mogli liczyć na jego wsparcie i poprawę sytuację w przerwie zimowej...
- Być może, ale najpierw trzeba jeszcze uciułać trochę punktów w rundzie jesiennej. Do tego potrzebne są odpowiednie warunki. Niestety z pustego nawet Salomon nie naleje.