Debiut Pacana, cały mecz Lewczuka

Spotkania z Legią Warszawa Marcin Pacan nie zapomni do końca życia. Mimo, że żółto-czerwoni ponieśli porażkę, to obrońca drużyny z Podlasia zadebiutował w Jagiellonii, a przede wszystkim na boiskach Ekstraklasy. Zawodnik zanim trafił do Jagi w przeszłości reprezentował barwy Karkonoszy Jelenia Góra, Chrobrego Głogów, Arki Nowa Sól, Radomiaka Radom, a ostatnio Pelikana Łowicz.

Na Łazienkowskiej Pacan przebywał na boisku przez całe spotkanie i wypadł przynajmniej przyzwoicie. - Po pierwszej połowie, gdy było 0:0 myśleliśmy, że w drugiej uda nam się strzelić jakąś bramkę, bo stwarzaliśmy sobie sytuacje. Moim zdaniem Jacek Falkowski miał idealną sytuację do zdobycia bramki, gdy przejął piłkę, ale niepotrzebnie lobował. Mógł trochę podciągnąć i wówczas byłby w sytuacji sam na sam z bramkarzem. Pierwszą bramkę straciliśmy po prostopadłym podaniu, a druga była konsekwencją tego, że się odkryliśmy. W spotkaniu z Piastem Gliwice zagramy lepiej i wygramy - mówi Pacan.

Kolejnym zawodnikiem, który pierwszy raz rozegrał całe spotkanie w barwach Jagiellonii był Igor Lewczuk. Wychowanek Hetmana Białystok, w przeszłości zawodnik Znicza Pruszków, mający za sobą epizod w Pucharze Ekstraklasy w Zagłębiu Lubin swój debiut w Jadze miał w Gdynia podczas meczu z Arką. Spotkanie z Legią było natomiast pierwszym, w którym Igor zagrał od początku do końca. - Nie możemy być zadowoleni z wyniku, który osiągnęliśmy w Warszawie, z tego względu, że Legia nam w niedzielę na dużo pozwoliła, a mimo to przegraliśmy. Mogliśmy strzelić trzy bramki i wywieźć korzystny dla nas rezultat. Ale jak się nie strzela, to się traci... - mówi Lewczuk. - Dlaczego obudziliśmy się po stracie bramki? Widocznie tak musi być, że musimy dostać kopa, żeby się obudzić i żeby zacząć grać. Szkoda bo sytuacje były. Może brak umiejętności, koncentracji, zimnej krwi wpłynął na taki rezultat. Na pewno damy z siebie wszystko w spotkaniu z Piastem i wyjdziemy na boisko z chęcią zwycięstwa, bo już kibice w Białymstoku zapominają jak ono smakuje - kończy Lewczuk.

Komentarze (0)