Kontuzje i kartki zmorą Polonii

Polonia Bytom z kolejki na kolejkę coraz bardziej grzęźnie na dnie tabeli zaplecza T-Mobile Ekstraklasy. Śląska drużyna od dawna pozostaje jedyną ekipą na pierwszoligowym froncie bez zwycięstwa.

Fatalną dyspozycję Polonii Bytom można tłumaczyć na wiele sposobów. Z jednej strony, niebiesko-czerwoni przez cały okres przygotowawczy szykowali się do startu w rozgrywkach II ligi zachodniej, a przepustkę o szczebel wyżej dostali już w trakcie sezonu I ligi. Nie bez znaczenia był także zakaz transferowy, który ciążył nad klubem z Olimpijskiej. Budowana przez Piotra Pierścionka w głównej mierze z juniorów i graczy drużyny rezerw drużyna na pierwszoligowym froncie radzi sobie fatalnie.

O ile jednak nie można powiedzieć, że pomiędzy Polonią, a resztą stawki jest wielka przepaść, o tyle wąska kadra i problemy organizacyjno-finansowe coraz bardziej dają się bytomskiej drużynie we znaki. Na ostatnie spotkanie z Cracovią w kadrze outsidera znajdowało się zaledwie piętnastu zawodników. Po desygnowaniu wyjściowej jedenastki trenerowi Jackowi Trzeciakowi na ławce rezerwowych pozostał drugi bramkarz i trzech młodzieżowców.

- Nie chcę w ten sposób tłumaczyć słabych wyników, ale chyba każdy przyzna, że przy tak wąskiej kadrze trudno wymagać od tych chłopaków cudów. Wielu z nich otrzymuje zadania, których wcześniej się nie uczyli i uczą się w nich meczach o stawkę. Być może kiedyś dobiją oni na tych pozycjach do solidnego pierwszoligowego poziomu, ale póki co dla większości z nich ta liga, to za wysokie progi - kiwa głową szkoleniowiec drużyny z Olimpijskiej.

Jednym z nielicznych graczy z jakimkolwiek ligowym doświadczeniem jest Paweł Alancewicz. - W każdym meczu nasze braki staramy nadrabiać się ambicją, ale często to za mało. W spotkaniu z Cracovią w pierwszej połowie wyglądaliśmy całkiem nieźle. Nasz problem zaczął się po stracie drugiej bramki, bo ona zupełnie podcięła nam skrzydła. Dla nas w tym momencie mecz zaczął się kończyć, a trzecie trafienie definitywnie go zakończyło - przyznaje pomocnik śląskiej drużyny.

W Bytomiu wciąż tli się wiara, że uda się Polonię na zapleczu elity utrzymać. - Na pewno nasz problem nie leży w braku umiejętności. Przecież w innych zespołach grają tacy sami ludzie jak my i nie wydaje mi się, żebyśmy od większości drużyn pierwszoligowych w jakimkolwiek stopniu odstawali. Zespołów naprawdę poza naszym zasięgiem jest w tej lidze niewiele, stąd wierzymy, że uda nam się na wiosnę o utrzymanie powalczyć - dodaje Alancewicz.

- Największą naszą bolączką jest dziś wąska ławka rezerwowych. Na dodatek nie omijają nas kontuzje i praktycznie w każdym meczu któryś z chłopaków wypada z gry. Gdyby zdrowi byli przez całą rundę James Sinclair, Piotrek Kulpaka, Dawid Cempa czy Michał Płókarz, to na pewno nasze wyniki byłyby inne. Tymczasem wypadło nam z gry czterech podstawowych zawodników i nie jest łatwo ich zastąpić w trakcie sezonu - kiwa głową piłkarz Polonii.

Trener bytomian problem widzi w psychice zespołu. - Moi piłkarze muszą w siebie wierzyć, bo wtedy będą zdolni do zrywów. Jeżeli będziemy wychodzić na boisko z przekonaniem, że mecz przegramy, to nie będzie to miało sensu. Staram się cały czas pracować nad psychiką chłopaków, tworzyć odpowiednią atmosferę w szatni. Wszystko powolutku idzie ku lepszemu. Liczę, że pokażemy to jeszcze w rundzie jesiennej - podkreśla Trzeciak.

- Poziom sportowy podnieśli już Jacek Broniewicz i Tomek Górkiewicz, stąd liczę, że po kilku kolejnych zimowych wzmocnieniach wiosna będzie dla nas dobra i powalczymy o byt. Póki co jednak skupiamy się na tym, żeby jeszcze jesienią kilka punktów zdobyć i zapewnić sobie łatwiejszy start w nowym roku. Druga część sezonu łatw
a nie będzie, ale nikt z nas się tego nie spodziewa - puentuje "Alan".

Komentarze (0)