Na razie z tego transferu wyszło wielkie nic - rozmowa z Marcinem Bojarskim, pomocnikiem Piasta Gliwice

Pozyskanie Marcina Bojarskiego z Cracovii Kraków miało być poważnym wzmocnieniem gliwickiego Piasta. Póki co jednak pomocnik nie ma wkładu w wyniku osiągane przez beniaminka ekstraklasy. Zawodnik już w pierwszym meczu towarzyskim doznał kontuzji, która wykluczyła go z gry na dwa miesiące. Piłkarz wrócił na boisko na mecz z Bełchatowem. W spotkaniu 3. kolejki z Arką Gdynia uraz się jednak odnowił. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Marcin Bojarski opowiada o pechu, jaki prześladuje go od początku przygody z Piastem.

Agnieszka Kiołbasa: Dopiero co wróciłeś do zdrowia po kontuzji, jakiej doznałeś w pierwszym sparingu z GKS-em Katowice i znowu przyjdzie ci odpoczywać od futbolu. Uraz się odnowił. Jak do tego doszło?

Marcin Bojarski: - W 70 minucie meczu z Arką trener wpuścił mnie na boisko. Drużyna bardzo dobrze grała, dobrze się prezentowała, atakowaliśmy. W 80 minucie w jednej z akcji zerwałem sobie przywodziciela. Jest to poważna kontuzja. Prawdopodobnie zakończy się to zabiegiem chirurgicznym.

Prawie dwa miesiące zajął ci powrót do zdrowia po urazie, jakiego doznałeś w meczu sparingowym. Jak będzie tym razem? Czeka cię jeszcze dłuższa przerwa w grze?

- Na razie czekają mnie jeszcze dwie konsultacje. Jeżeli diagnoza się potwierdzi, że przywodziciel jest zerwany, myślę, że przez najbliższe dwa miesiące nie pojawię się na boisku.

Pierwsze spotkanie Piasta oglądałeś z wysokości trybun. W dwóch kolejnych pojawiłeś się na placu gry w drugiej połowie. Teraz znowu poczynania kolegów będziesz oglądał z boku. Jak się z tym czujesz?

- Beznadziejnie. Nie ma nic gorszego dla piłkarza, jak siedzenie na trybunach albo na ławce i obserwowanie jak grają koledzy. Takie jest jednak życie. Cały czas przez tą moją przygodę z piłką miałem szczęście, nie miałem żadnych kontuzji. Teraz to mnie dopadło, ale trzeba to jakoś przeżyć.

Twoja przygoda z Piastem zaczęła się zatem bardzo pechowo. Przeprowadzka do Gliwic i od razu tak poważna kontuzja. Pierwszy tak poważny uraz w karierze.

- Bardzo się cieszyłem z tego transferu. Moja przygoda z Piastem zaczęła się jednak bardzo pechowo, ale nie jestem pierwszym. Z tego, co wiem, to prawie każdy kto trafia do Piasta ma jakiegoś pecha. Na przykład Adam Banaś i Stanisław Wróbel też mieli problemy. Może coś w tym jest, ale trudno. Co można zrobić.

Można powiedzieć, że ta runda jest dla ciebie stracona. Tej jesieni już raczej nie pomożesz drużynie w walce o punkty. Dopiero w rundzie wiosennej będziesz miał okazje udowodnić, że możesz być ważnym ogniwem gliwickiej jedenastki.

- Mam nadzieję, że jeszcze może w tej rundzie uda mi się wystąpić. Jest jeszcze dużo spotkań. Będę wszystko robił, żeby tak było. Jeśli nie, to pozostaje mi runda rewanżowa, bo kontrakt mam podpisany. Runda wiosenna będzie dużo trudniejsza, w niej już są tak zwane mecze o życie.

Kibice i wszyscy w klubie martwią się twoim stanem zdrowia. Miałeś być poważnym wzmocnieniem Piasta, a na razie nie pomagasz drużynie…

- Zgadza się. Piast mnie kupił. Podpisałem kontrakt. Kibice bardzo na mnie liczyli i to mnie najbardziej załamuje.

Wszyscy liczyli na to, że będziesz miał spory wkład w wyniki osiągane przez Piasta. Na razie jednak nie masz okazji udowodnić swojej przydatności dla drużyny.

- Zawodzę na chwilę obecną. Zespół nie ma ze mnie żadnego pożytku i to jest dla mnie bardzo przykre. Po prostu nie mogę pomóc drużynie. Na razie z tego transferu wyszło wielkie nic.

Na dzień dzisiejszy rzeczywiście można odnieść takie wrażenie, ale w rundzie wiosennej będziesz miał okazję udowodnić, że pieniądze na ciebie wydane nie były pieniędzmi wyrzuconymi w błoto.

- Pocieszam się tym, że wyzdrowieję. Jestem przekonany, że jeszcze pomogę Piastowi, tak jak było w innych klubach. Póki co w każdym klubie byli ze mnie zadowoleni i liczę, że tak samo będzie w Piaście.

Komentarze (0)