Dokładnie trzy lata temu odszedł Robert Enke. Miał 32 lata, a świat wciąż stał przed nim otworem, miał być pierwszym bramkarzem reprezentacji Niemiec na Mundialu w 2010 roku w RPA. Wszystko było przed nim...
Piłkarskie wzloty i upadki
Bramkarz rozpoczął karierę w drużynie Carl Zeiss Jena, następnie przeszedł do Borussii M'gladbach, w której w 1998 roku zadebiutował w Bundeslidze. Rok później był już zawodnikiem Benfiki Lizbona. Kiedy Enke miał 25 lat, angaż oferowały mu: Manchester United i AS Roma, ale ostatecznie został trzecim bramkarzem Barcelony. Nie zrobił tam kariery, został wypożyczony do Fenerbahce Stambuł. - Czułem, że to nie miejsce dla mnie, w Turcji panuje przesadna pasja do futbolu kibiców i klubu. Czułem się tam absolutnie samotnie i źle - mówił Enke o swojej krótkiej przygodzie w tym kraju.
Bramkarz próbował odbudować się w 2-ligowym klubie CD Tenerife, rozegrał tam dziewięć spotkań. Po tym epizodzie Enke powrócił do ojczyzny i rozpoczął grę w Hannoverze 96. W wieku 30 lat zadebiutował w kadrze i rozegrał w niej osiem spotkań. - Takie widocznie jest moje przeznaczenie, że wszystko jest w mojej karierze dziwne. Czasami jednak mogłoby być trochę łatwiej - komentował bramkarz.
Kibice i media w Niemczech zarzucały Enke, że jest zbyt spokojny i brak mu charakteru. Porównywano go do innych wielkich rodaków, bo przecież w Niemczech nigdy nie było brak klasowych bramkarzy, począwszy od Seppa Maiera, Haralda Schumachera, Olivera Kahna czy Jensa Lehmanna. Naprzeciwko tych zawodników jest także Robert Enke. Był tak dobry jak każdy niemiecki bramkarz z doskonałym czuciem piłki i kontrolowaniem pola karnego. On po prostu był bardziej wrażliwy od pozostałych, ale nie brakowało mu charyzmy.
Enke przechodził bardzo ciężkie chwile w 2006 roku, kiedy czas dzielił pomiędzy treningi a pobyty w szpitalu. Jego malutka córeczka, Lara, urodziła się z wadą serca i zmarła we wrześniu 2006 roku. Po tragedii w życiu prywatnym, nie zwalniał tempa, cały czas był filarem Hannoveru, w sezonie 2008/2009 został wybrany najlepszym bramkarzem Bundesligi. W maju 2009 roku wraz z żoną zaadoptował kilkumiesięczną Leilę. Sam miał trochę problemów zdrowotnych, ale nie były one bardzo poważne.
- Na koniec naszego wywiadu, Robert Enke zaproponował mi podwiezienie do stacji kolejowej w Neustadt - wspominał Ronald Reng. - Znał dobrze rozkład jazdy, stwierdził, że połączenia są dobre i szybkie.
W dzień swojej śmierci, Enke spotkał się z psychologiem, odmówił terapii, twierdząc, że czuje się dobrze. Zawodnik wskoczył pod jadący ponad 160 kilometrów na godzinę pociąg. Swój samochód zostawił kilkaset metrów od torów, tak świetnie znał rozkład jazdy...
Szok i niedowierzanie
- Starałam się być przy nim - zalewała się łzami Teresa Enke. - Kiedy był w ostrej fazie depresji, było bardzo ciężko, bo brakowało mu jakiejkolwiek motywacji i nadziei - mówiła o rozczarowaniach męża po występach w Barcelonie i Stambule. - Piłka nożna była dla niego wszystkim, kiedy zrozumiał, że ma depresję, bał się, że straci i piłkę, i Leilę. Próbowałam mu powiedzieć, że piłka to nie wszystko, że jest tyle pięknych rzeczy w życiu... W liście pożegnalnym piłkarz przeprosił rodzinę i lekarzy za to, że ich okłamywał i wprowadzał w błąd, mówiąc, że czuje się lepiej.
- Śmierć tego zawodnika pokazuje, że piłka nożna to nie wszystko. Oprócz popularności i sukcesów, jest też głęboka samotność i rozpacz - mówiła podczas nabożeństwa żałobnego Margot Kaessmann. Skończyła kazanie słowami "You'll never walk alone", który oficjalnie jest hymnem piłkarzy FC Liverpool, ale także innych drużyn, również niemieckich.
- Straciliśmy przyjaciela. Czuję ogromną pustkę, Robert był świetnym facetem. Miał niesamowity szacunek do wszystkich. Będziemy za nim tęsknić jako za sportowcem najwyżej klasy i niezwykłym człowiekiem - powiedział Joachim Loew, selekcjoner reprezentacji Niemiec.
W nieco innym tonie wypowiedział się Theo Zwanziger, prezes Niemieckiej Federacji Piłki Nożnej. - Jesteśmy winni Robertowi znalezienie odpowiedzi na pytanie, jak młody człowiek mógł znaleźć się w takiej sytuacji - mówił. Po śmierci Enke, zabierali głos kolejni piłkarze, którzy przyznawali się do tego, że również byli w depresji podczas swojej kariery.
- Kiedy otrzymujesz taką wiadomość, wszystkie inne problemy przestają mieć znaczenie - skomentował Franz Beckenbauer. Do kondolencji dołączył się także Jose Mourinho: - To nieoczekiwane wieści, jestem wstrząśnięty. Pamiętam jego spokój, profesjonalizm i wrażliwość. Podczas konferencji pękł Oliver Bierhoff, menadżer reprezentacji Niemiec. - Nie miałem pojęcia, że sytuacja może być tak poważna.
Wielkie pożegnanie
Wydarzenie to wstrząsnęło kibicami Hannoveru, reprezentacji Niemiec oraz futbolu na całym świecie. Pożegnanie Enke odbyło się na AWD Arena, ponad 40 tysięcy osób wypełniło obiekt. Uroczystości transmitowała stacja ARD. Wspominano najlepsze parady bramkarskie zawodnika, Alina Schmidt (17-latka, która również grała w piłkę, fanka Hannoveru) zaśpiewała "You'll never walk alone", ale także jej łamał się głos ze wzruszenia. Trumnę zawodnika nieśli piłkarze Hannoveru.
Jeszcze 8 listopada 2009 roku Robert Enke wystąpił w meczu z Hamburgerem SV, zagrał 90 minut. Dwa dni później już nie żył.
Piłkarz to też (tylko) człowiek
O historii Enke i o depresji napisał Ronald Reng w książce pt. "A life too short: The tragedy of Robert Enke". Pisarz poznał piłkarza w 2002 roku i od tego czasu przyjaźnili się. - Pierwsza depresja uderzyła go, kiedy był piłkarzem Barcelony, poczuł się wtedy bezwartościowy. Nigdy nie znalazł odpowiedzi na pytanie, dlaczego czarne myśli powróciły tego lata - pisał Reng. Piłkarz miał kochającą żonę, psychiatrę i przyjaciół, którzy zawsze byli chętni, by mu pomóc. Kiedy psycholog sportowy reprezentacji Niemiec zapytał się go, czy cierpi na depresję - zaprzeczył, a kilka miesięcy później już nie żył. Reng udowadnia, że to tylko mit, że sportowiec jest nadczłowiekiem, odpornym na krytykę i presję.
Tragiczna śmierć Roberta Enke wywołała dyskusję o depresji wśród sportowców. Przyznali się do niej m.in. Sebastian Deisler, Adriano, Ralf Rangnick oraz Martin Fenin.
Pewne jest to, że Enke miał depresję spowodowaną tym, że czuł presję na boisku, która czasami go po prostu przerastała. Przytłoczyła go także śmierć Lary i kłopoty zdrowotne. Wszystko szło jednak w dobrym kierunku: był pierwszym bramkarzem reprezentacji, wraz z żoną Teresą zaadoptował Leilę, a w Hannoverze był uwielbiany przez kibiców. Co działo się w głowie piłkarza, że postanowił posunąć się do takiego kroku?
You will never walk alone, szkoda, że nie wiedziałeś o tym wcześniej.
R.I.P Robert Enke
24.08.1977 -10.11.2009