Skazany na Legię

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Gdy w czerwcu, po rocznym wypożyczeniu do Legii, stawił się na treningu Osasuny Pampeluna, nie krył radości z powrotu do klubu, w którym się wychował. - <i>Dostałem kolejną szansę i postaram się ją wykorzystać jak najlepiej</i> - mówił hiszpańskim dziennikarzom.

Niestety, los nie był dla Inakiego Astiza łaskawy. W trakcie letnich przygotowań Osasuny, 24-letni obrońca przegrywał rywalizację o pierwszy skład - pojawiły się nawet głosy, że może zostać przesunięty do rezerw. Był w bardzo trudnej sytuacji. Kilka dni temu podjął decyzję, którą zaskoczył wszystkich. - Wracam do Legii - oznajmił na prasowej konferencji w Pampelunie. Konferencji, na której miał wyglądać na przygnębionego i żałującego niewykorzystanej szansy człowieka. A wprost przeciwnie. Tego dnia Inaki był wesoły, rozluźniony i chętnie odpowiadał na pytania dziennikarzy.

Do Pampeluny wracał, aby wzmocnić defensywę Osasuny, która w poprzednim sezonie spisywała się dalece od oczekiwań. Hiszpański klub wiązał z nim spore nadzieje. Chwilę po powrocie, Astiz dostał propozycję nowego trzyletniego kontraktu. Umowa zawierała wysoką kwotę odstępnego (7 milionów euro), a piłkarz miał otrzymywać porządne wynagrodzenie. Widać było, że w Pampelunie na niego liczą. W prasowych zestawieniach Astiz był przewidywany do gry w pierwszym składzie, a trener Jose Angel Ziganda obiecał, że da mu szansę. Wreszcie zaczęły się przygotowania do nowego sezonu. Hiszpan pilnie trenował, wystąpił w kilku spotkaniach towarzyskich, ale w miarę upływu czasu grał coraz mniej. Niestety, spotkał się z mocną konkurencją: Josetxo, Cesar Cruchaga, Miguel Flano - trener stawiał na nich najczęściej. W sierpniu przybył Astizowi jeszcze jeden rywal do walki o miejsce w zespole. Osasuna zatrudniła Brazylijczyka Roversio Rodriguesa z portugalskiego Pacos de Ferreira, z którym podpisała czteroletni kontrakt. Ziganda zapewnił, że kupił solidnego i przygotowanego do gry w Primera Division piłkarza. - Byłem świadomy tego, że będzie mi niezwykle trudno o grę w sezonie - mówił z kolei Astiz.

Rzeczywiście, trener stawiał na innych, a Inaki zaczął spełniać w drużynie rolę typowej "zapchajdziury". Hiszpan nie mógł pogodzić się z takim stanem rzeczy. - Dawałem z siebie wszystko na treningach, rozumiałem się z kolegami, ale niedawno sytuacja zaczęła się komplikować. W ostatnim meczu z Vitesse wszedłem dopiero w końcówce, grałem na boku obrony. To nie jest moja naturalna pozycja - żalił się obrońca. Niedawno zadzwonił do Jana Urbana. Zapytał się, czy klub szuka jeszcze kogoś na jego miejsce... Trener Legii był zachwycony. - On wie, że ja mogę pomóc tej drużynie. To bardzo dobry szkoleniowiec, zawsze świetnie się rozumieliśmy - mówił. Aby myśleć o transferze, Inaki Astiz musiał uzyskać także zgodę klubu. Przecież po powrocie do Pampeluny podpisał nową umowę z Osasuną, wedle której miał tutaj grać przez następne trzy lata. - Klub dał mi do zrozumienia, że będzie mi niezwykle trudno o grę w tym sezonie. Dlatego dostałem wolną rękę: mogłem rozwiązać kontrakt za porozumieniem stron i odejść z Osasuny - kontynuował. Tak też się stało.

Szefowie hiszpańskiego pierwszoligowca zgodzili się puścić Astiza do Legii, ale postawili pewne warunki. Zapewnili sobie możliwość odkupienia wychowanka w ciągu dwóch lat. Po pierwszym sezonie gry Osasuna będzie mogła odzyskać Astiza za sumę 500 tysięcy euro, zaś w następnym roku kwota ta ma wzrosnąć do 600 tysięcy euro. Ponadto Hiszpanie mają prawo do części wpływów uzyskanych z hipotetycznego transferu obrońcy z Legii do innego zespołu. - Rzeczywiście, kluby tak się dogadały. Osasuna nie zamyka przede mną drzwi, zawsze mogę tam wrócić. Kocham ten klub i nigdy nie będę żywił do niego urazy - podkreślał 24-letni obrońca.

Póki co, Inaki Astiz związał się z Legią do 2013 roku. Piłkarz nie chce wybiegać jednak w przyszłość. Za główny cel stawia sobie rozwój piłkarski. - Pięć lat to dużo, ale też nigdy nie wiadomo co się wydarzy w przyszłości - futbol jest nieobliczalny. Przychodzę tu, aby się rozwijać, nie zamykam sobie żadnych drzwi tym transferem - przekonywał w rozmowie z hiszpańskimi mediami. I podkreślał, że nie żałuje swojej decyzji o powrocie do Warszawy. - Oczywiście, nie będę ukrywał, że jestem trochę rozczarowany. Nie udało mi się zadebiutować w pierwszym składzie Osasuny, a to był mój cel na najbliższy sezon. Ale taki jest futbol, nie zawsze możesz grać tam gdzie byś chciał. Jestem jednak zadowolony, że znów będę występował w Legii. Jestem pewien, że zrobiłem dobry krok w mojej karierze. To było najlepsze wyjście, jakie miałem - mówił na konferencji w Pampelunie.

Po pożegnaniu w siedzibie klubu, zaczepiła go jeszcze hiszpańska dziennikarka Maria Vallejo z Diario de Navarra, z którą miałem okazję korespondować. Była ciekawa reakcji środowiska legijnego na powrót Astiza. Sądziła, że Inaki powie jej coś na temat kibiców. W końcu obrońca z Hiszpanii żonglował trochę uczuciami sympatyków Wojskowych. Najpierw wrócił do Osasuny, a gdy okazało się, że tam go nie chcą, niejako z braku wyjścia, wraca na Łazienkowską. - Przyznam szczerze, że nie znam jeszcze żadnych opinii związanych z moim powtórnym przyjazdem do Polski. O przyjęcie jestem jednak spokojny. Gdy odchodziłem z Legii, kibice nie mieli do mnie żalu, tylko dziękowali mi za grę. Cenię ich bardzo i spróbuję udowodnić, że warto było na mnie znów postawić - powiedział w wywiadzie z Marią, który ukazał się 28 sierpnia na stronach Diario de Navarra.

Pierwszą okazję na dostarczenie fanom radości, Astiz będzie miał już w niedzielę. Został zgłoszony do rozgrywek polskiej ekstraklasy i nic nie stoi na przeszkodzie, aby wystąpił w meczu Legii z Górnikiem Zabrze. Trzeba mu przy tym oddać, że jest w niezwykle trudnej sytuacji. Defensywa Wojskowych spisuje się ostatnio tragicznie, a on - jeden - ma wystąpić w roli jej uzdrowiciela. "Witaj w domu Inaki" - wyrywa się z ust. W Legii wszystko po staremu.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)