Chodzimy po polu minowym - rozmowa z Kazimierzem Greniem, członkiem zarządu PZPN

- Musimy chodzić z gaśnicą, gasić pożary i zawleczki z min wyciągać - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Kazimierz Greń. Odniósł się on do "trupów" w szafie PZPN-u i problemach kibiców.

W tym artykule dowiesz się o:

Artur Długosz: Jak się pracuje w Polskim Związku Piłki Nożnej? Tych "trupów" trochę wypada z szafy...

Kazimierz Greń: Tak, to jest prawda. Ja to żartobliwie określałem, że jak wygramy wybory, to "trupy" z szafy będą wypadać i to jest prawda. Teraz można powiedzieć jeszcze inaczej - chodzimy po polu minowym i trzeba miny rozładowywać, zawleczki wyciągać, żeby nie wylecieć w powietrze.

Spodziewał się pan, że będzie tego aż tak dużo?

- Po tych ludziach, którzy byli, ja się mogę spodziewać... Czy jest dużo, czy mało... Na pewno nie mało, ale trzeba powiedzieć wprost - są to milionowe straty.

Jeszcze nie tak dawno temu Zbigniew Boniek mówił, że nie ma czasu zająć się sprawami bieżącymi, bo tyle pozostało po poprzednim Polskim Związku Piłki Nożnej. Kiedy więc zaczniecie się zajmować tym, co się aktualnie dzieje, a nie tylko będziecie "sprzątać"?

- My byśmy tak chcieli, ale na tą chwilę sytuacja jest jaka jest w Polskim Związku Piłki Nożnej. Trzeba gasić pożary. Oczywiście powoli zaczynamy realizować to, co mamy do zrobienia. Mamy program, ale jest to pole minowe i musimy wyciągać te zawleczki.

Mówi się o czystce wśród pracowników PZPN-u. Jest tam aż tak wiele osób, które trzeba wymienić na inne?

- Na pewno tak, ale trzeba powiedzieć, że czystka to jest bardzo złe słowo. Powiem jednak, że gdy przychodził Grzegorz Lato to były 44 etaty. Zostawił prawie setkę, a ilość zadań w Polskim Związku Piłki Nożnej się nie zwiększyła. Dalej te same reprezentacje są, nie ma innych zadań, nie ma jakiejś komórki, która pozyskiwałaby środki finansowe i inne rzeczy. Proszę się nie dziwić, że są zwolnienia.

Rozmawiałem niedawno z Janem Tomaszewskim, który zasugerował, żeby spróbować zmienić nazwę Polski Związek Piłki Nożnej na na przykład Polską Federację Piłkarską. Czy w ogóle taka opcja jest brana pod uwagę?

- Na dziś nie mamy czasu, żeby się zastanawiać na takie tematy. Na tę chwilę trzeba robić to, o czym przed chwilą rozmawialiśmy i zacząć realizować zmiany, które przygotowujemy - te które chcemy robić i będzie przygotowywali na kilku etapach. Przyjdzie na pewno czas i pora na to.

Może pan zdradzić czy jest jeszcze coś, co niebawem zszokuje Polskę?

- Jest kilka zagadek, jak pan wie dobrze - siedziba związku, autokary i inne rzeczy o których dzisiaj nie mogę powiedzieć, ale poczekajmy. Czekamy na audyty. Naprawdę nie jest to dobra sytuacja dla nas wszystkich. Musimy chodzić z gaśnicą, gasić pożary i te zawleczki z min wyciągać.

Zaskoczyła pana sprawa ŁKS-u?

- To kolejna sprawa, widzi pan... Oczywiście, że tak. To jest kolejna sprawa o której mówimy i tyle bałaganu chyba żaden poprzednik nie zastał, co my. Tak można powiedzieć najgrzeczniej mówiąc.

Jaka atmosfera jest w zarządzie Polskiego Związku Piłki Nożnej w którym pan też się znajduje? Wedle opinii ludzie chcący zmian w polskiej piłce mają w nim większość.

- Powiem panu tak - mnie nie bardzo interesuje większość. Jeżeli oczywiście będą dobre pomysły, to każdy podniesie rękę. Atmosfera jest bardzo dobra. Jest dwanaście nowych osób w osiemnastoosobowym zarządzie. To też są ludzie bardziej ambitni, którzy przyszli. Ja jestem co tydzień w Warszawie i po prostu to, co do mnie należy, to wykonuję.

Odczuwacie już to, że atmosfera wokół Polskiego Związku Piłki Nożnej się poprawiła?

- Na pewno tak. Proszę zwrócić uwagę jaka atmosfera była na meczu polskiej reprezentacji w Gdańsku, jaka jest atmosfera na meczach ligowych. Nie jestem na wszystkich, ale oglądam w telewizji. Wszyscy oczekują i oczekiwali daleko idących zmian. One są. Po prostu niektóre już są zrobione. Robione są następne, są dopracowywane. Można je zrobić za miesiąc, za dwa, a niektóre za pół roku, dwa lata, ale są i takie, które jeszcze w kolejnej kadencji będą musiały zostać wykonane.

A propos klubów ligowych. Coraz częściej kibice protestują, nie dopingują, a kluby nie chcą przyjmować fanów gości. Czy wy jako PZPN zamierzacie pełnić rolę mediatora pomiędzy klubami i kibicami, żeby jednak te stadiony nie świeciły pustkami?

- Niebawem będą takie spotkania z klubami z pierwszej ligi i z wyższej klasy rozgrywkowej. Tylko też proszę nie oczekiwać, że to się zmieni z dnia na dzień, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Mnie już w życiu w polskiej piłce chyba nic nie zaskoczy.

Jest pan prezesem Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej. Podkarpacie doczeka się jakiegoś meczu reprezentacji?

- Przez lata nie mieliśmy żadnych meczów reprezentacji. Na pewno będę chciał, tak jak reprezentacji U-15, U-18, U-20, piłki kobiecej czy futsalowej, ale wszystkie związki wojewódzkie chcą te mecze. My nie mamy szans na pierwszą reprezentację i nie będziemy mieli, gdyż nie mamy obiektu. Ubolewam nad tym oczywiście.

No właśnie, a Podkarpacie doczeka się jakiegoś stadionu? Nie mówię już o takim na 30 tysięcy...

- Przynajmniej takiego stadionu, jak mają Kielce na 15 tysięcy?

Dokładnie.

- To jest rola samorządu, marszałka, prezydentów miast - żeby pomóc oczywiście. Mówimy o dużych miastach. Stolicą Podkarpacia jest jednak Rzeszów. Myślę, że tutaj powinniśmy - ja przynajmniej chciałbym bardzo - aby taki obiekt był i nie tylko służył do meczów piłkarskich, ale wielu innych imprez.

Źródło artykułu: