Bartosz Bosacki: Lech ma farta

Były obrońca Lecha Poznań Bartosz Bosacki ocenia, że Kolejorz nie grał dobrze w rundzie jesiennej. Jednocześnie po raz kolejny powraca temat jego powrotu do poznańskiej drużyny.

Damian Gapiński
Damian Gapiński

- Patrząc na dorobek punktowy i pozycję w tabeli, jest bardzo dobrze. Powiedzmy sobie jednak szczerze, że Kolejorz miał wiele szczęścia, bo gra nie wyglądała wcale dobrze. Pomijam nawet spotkania z Legią Warszawa czy Śląskiem Wrocław (porażki 1:3 i 0:3 – red.), ale choćby ten niedawny, zwycięski bój w Bielsku-Białej. Tam styl wcale nie był porywający. Zespół jest jednak skuteczny i za to chłopakom oraz trenerowi należą się wielkie brawa. Jest tylko jedno pytanie: co będzie, kiedy tego szczęścia w końcu zabraknie? Życzę, żeby ten fart był przy drużynie przez cały sezon, ale to wcale nie jest pewne i obawiam się, żeby na tej rundzie się nie skończył - powiedział dla Przeglądu Sportowego Bartosz Bosacki.

Były obrońca Lecha uważa, że jego klub ma szansę na mistrzostwo Polski. Podkreśla również, że walka w fazie grupowej przynajmniej Ligi Europejskiej może być ratunkiem dla klubu, o którym coraz głośniej słychać, że ma problemy. - Lech jest w grze. Jeśli nie o mistrzostwo Polski, to przynajmniej o udział w europejskich pucharach, które w Poznaniu są zawsze celem numer jeden. Dochodzą do mnie sygnały o kłopotach klubu i wszystko wskazuje na to, że tylko ten udział w rozgrywkach europejskich mógłby go utrzymać przy życiu. A przynajmniej ułatwiłby wiele spraw - niezłe pieniądze są do zarobienia dopiero w fazie grupowej, do której jeszcze trzeba się dostać, ale sam awans do Ligi Europy zwiększyłby szansę na znalezienie sponsora głównego na koszulki czy sprzedanie prawa do nazwy stadionu. Gdyby się udało, codzienne funkcjonowanie od razu stałoby się łatwiejsze - dodał w rozmowie z Przeglądem Sportowym Bosacki.

Kłopoty w defensywie Kolejorza i kontuzja Manuela Arboledy spowodowały, że po raz kolejny aktualny stał się temat powrotu Bosackiego do poznańskiej drużyny. Jak do tego odnosi się sam zawodnik? - Nikt się do mnie nie odzywał, jakby temat pod tytułem „Powrót Bosackiego" w ogóle nie istniał. Jest mi trochę przykro, bo nawet był taki moment, że chciałem pomóc. Kiedyś już to zrobiłem, kiedy s.Oliver został sponsorem koszulkowym, pośredniczyłem w rozmowach. Teraz też miałem firmę gotową do tego, żeby stać się sponsorem klubu. Potrzebowałem tylko sygnału, żeby umówić spotkanie, na którym miały być ustalone wszystkie szczegóły. I przez trzy miesiące nie było ze strony klubu żadnego odzewu. Widać ktoś przy Bułgarskiej uznał, że skoro ja maczam w tym palce, należy odpuścić. Jeśli uważają, że mają świetnych pracowników, którzy są w stanie tę umowę załatwić, to proszę bardzo. Nie mam zamiaru być przeszkodą - zakończył Bosacki.

Cały wywiad w Przeglądzie Sportowym.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×