Michał Miśkiewicz - debiut jak z koszmaru

W meczu z KGHM Zagłębiem Lubin pomiędzy słupkami bramki Wisły Kraków w polskiej Ekstraklasie zadebiutował Michał Miśkiewicz. I na pewno nie był to debiut wymarzony...

Artur Długosz
Artur Długosz

W ostatnim meczu w 2012 roku Tomasz Kulawik postanowił dać szansę na debiut w T-Mobile Ekstraklasie bramkarzowi Michałowi Miśkiewiczowi. Ten po szesnastu minutach już trzy razy musiał wyjmować piłkę z własnej bramki. - Po coś stoję w tej bramce... Jakikolwiek nie byłby ten debiut, pamiętałbym go. Ten będzie mi się jednak śnił po nocach. Zapadnie mi głęboko w pamięć - mówił po meczu golkiper.

Do swojej postawy nie może on mieć jednak zastrzeżeń. Miśkiewicz w bramce robił co tylko mógł i uchronił Wisłę przed stratą kolejnych goli. Fatalnie spisywała się bowiem defensywa Białej Gwiazdy. - Starałem się krzyczeć, ale to nic nie dawało - mówił debiutant, który przed sobą miał czterech obcokrajowców.

Wiślacy już po pierwszej połowie przegrywali trzema golami, a zaraz na początku drugiej odsłony potyczki stracili kolejną bramkę. Honorowe trafienie drużyna z Krakowa zdobyła dopiero w doliczonym czasie gry i to dopiero po rzucie karnym. - Staraliśmy się krzyknąć na siebie, jakoś się obudzić. To było wręcz niemożliwe, że straciliśmy trzy gole w kwadrans. Niestety, bramkę udało nam się zdobyć praktycznie dopiero w 90. minucie. Wtedy było już po meczu - powiedział bramkarz.

- Trzeba się wziąć w garść, obudzić się. Dobrze, że przed nami przerwa - podkreślił.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×