To tylko przystanek w mojej karierze - II część rozmowy z Arkadiuszem Milikiem, napastnikiem Bayeru Leverkusen

- Bayer Leverkusen to kolejny przystanek w mojej karierze, a nie stacja końcowa, na której moja kariera się zatrzyma - zapewnia w rozmowie z naszym portalem Arkadiusz Milik, nowy nabytek Aptekarzy.

Marcin Ziach: Umowę z Bayerem Leverkusen już parafowałeś. Możesz zatem zdradzić, jakie kluby oficjalnie wyraziły zainteresowanie twoją osobą?

Arkadiusz Milik: Nie chciałbym tego zdradzać, bo to byłoby nieprofesjonalne. Mogę jedynie powiedzieć, że obok Niemiec były jeszcze szanse na wyjazd do Hiszpanii i Francji. Kilka innych opcji także się pojawiało, ale najpoważniej traktowałem tylko te trzy kierunki.

Decyzję o wyjeździe do Bundesligi podjąłeś po uprzednich rozmowach z każdym z klubów czy po prostu postawiłeś na ślepy los?

- Nie chciałem się włączać w żadne rozmowy w trakcie sezonu. Wszystko co dotyczyło mojego transferu prowadził mój menadżer. Po sezonie zostały mi przedstawione konkretne kluby, które się mną interesują i z tego grona postanowiłem dokonać wyboru. Wybrałem Leverkusen, bo uznałem, że to najbardziej odpowiedni dla mnie kierunek.

Zatem na odejście z Górnika Zabrze już tej zimy byłeś zdecydowany od dłuższego czasu.

- Dokładnie. O tym, że zimą z Zabrza odejdę wiedziałem od początku sezonu, ale głębiej nad nad tą decyzją zdecydowałem się zastanowić dopiero po czerwonej kartce w meczu z Wisłą Kraków, którym runda jesienna się dla mnie skończyła.

Co dla młodego Arkadiusza Milika znaczy Bayer Leverkusen? Ten zespół w ostatnich latach nie należał do pretendentów ligi niemieckiej.

- Pamiętam ich mecze w Lidze Mistrzów, kiedy bramki Realowi Madryt i AS Romie strzelał Jacek Krzynówek. Wtedy byłem jeszcze młodym chłopakiem kopiącym piłkę gdzieś tam w trampkarzach Rozwoju i mogłem jedynie pomarzyć, by w takim klubie grać. Widać jednak, że ciężka praca popłaca, bo dziś w Leverkusen jestem i to nie jest sen.

Gra na BayArena to rzecz, o której młody piłkarz może marzyć?

- Oczywiście, jak najbardziej. Trzeba sobie uświadomić jak wielu świetnych piłkarzy trafiło do największych klubów świata po przygodzie z Bayerem Leverkusen. W tym klubie grali przecież Lucio, Emerson czy Berbatov. Dla mnie także ten klub to kolejny przystanek w mojej karierze, a nie stacja końcowa, na której moja kariera się zatrzyma.

Pamiętasz dziś jak się to wszystko zaczęło, jak poszedłeś na pierwszy trening?

- Zaprowadził mnie brat, ale potem się zapaliłem i samemu mnie do piłki ciągnęło. W Rozwoju Katowice atmosfera była bardzo dobra, mogłem bezstresowo się rozwijać. Poczułem, że mam do tego smykałkę i trenerzy też to zauważyli, bo dość szybko włączyli mnie do pierwszego zespołu. Dużo Rozwojowi zawdzięczam i chciałbym właśnie w tym klubie skończyć karierę.

Utrzymujesz kontakt z chłopakami z Rozwoju?

- Cały czas staram się z nimi być w kontakcie, choć wiadomo, że nie zawsze na wszystko czas pozwala. W miarę możliwości starałem się przychodzić na ich zajęcia, przypatrywać się i wspierać, zwłaszcza kolegów z drużyny juniorów. Wiem, że wielu z nich stara się na mnie wzorować, ale jeszcze dużo czasu minie aż będę godzien być dla nich prawdziwym wzorem. Póki co staram się im jedynie udowadniać, że można wybić się z II ligi do ekstraklasy, do reprezentacji Polski, a nawet do silnego zachodniego klubu.

Podobno finalna stacja twoich marzeń, to Old Trafford i Manchester United.

- Nie da się ukryć, że to jeden z najlepszych klubów świata i wielu zawodników marzy o tym, by zagrać w barwach Czerwonych Diabłów. Man Utd jest moim ulubionym klubem od dzieciństwa i się to nie zmienia. Chcąc grać w takim klubie trzeba mierzyć wysoko i ja zawsze tak mierzę.

W nowym klubie ciężko będzie ci wygryźć ze składu Stefana Kiesslinga. Być może czeka cię zmiana pozycji...

- Tego nie wiem, bo to się okaże dopiero na treningach. Jestem wszechstronnym zawodnikiem, ale nie ukrywam, że przede wszystkim czuję się napastnikiem. Wiem, że wielu widziałoby mnie w roli skrzydłowego, ale moim zdaniem ta pozycja w przypadku mojej osoby nie wchodzi w rachubę.

Ostatnie półtora roku było najbardziej szalonym okresem w twoim życiu?

- Myślę, że zdecydowanie tak. To był taki okres, w którym w moim życiu wiele się zdarzyło. Zadebiutowałem w ekstraklasie, strzeliłem pierwsze bramki i dostałem szansę pokazania się w reprezentacji Polski. Ten okres naprawdę wiele zmienił w moim życiu i transfer do Bayeru jest tego pokłosiem.

W T-Mobile Ekstraklasie jest jeszcze kilku młodych graczy, którzy mogą myśleć o tym, by pójść w twoje ślady.

- Na pewno wielu chłopaków w tej lidze ma papiery na granie i myślę, że tylko kwestią czasu jest, by oni także przenieśli się do silnych europejskich klubów. Duże znaczenie w tym wszystkim odgrywać będzie psychika. Od zamieszania wokół własnej osoby i spekulacji prasowych tak naprawdę nie da się odciąć. Czasami pomocna jest presja ze strony starszych kolegów. W Legii Furman i Kosecki mają Ljuboję, do którego mogą równać i na którym wielu skupia swoją uwagę. Im pod tym względem jest łatwiej, bo nic nie muszą i grają na większym luzie.

Źródło artykułu: