Po pięciu kolejkach Stalówka zajmowała rewelacyjne drugie miejsce w ligowej tabeli. Kibice w Stalowej Woli zaczynali już myśleć o awansie. Ich zapędy studzili jednak piłkarze. - Nie możemy popadać w jakiś huraoptymizm. Musimy grać swoje i walczyć w każdym meczu o zwycięstwo - mówił po wygranym 1:0 spotkaniu z Zagłębiem Lubin obrońca Stali Jaromir Wieprzęć. Po tej wygranej przyszły dwie przykre przegrane z beniaminkami pierwszej ligi i Stal straciła swoje dobre miejsce, a kibice ostudzili swoje gorące głowy. Również i szkoleniowiec zespołu z Podkarpacia apelował o rozwagę. - Mówię zawodnikom, by nie ulegali presji ogółu, jaki stworzył się wokół nas. Nie jesteśmy jakąś wielką drużyną, dlatego musimy wrócić do takich wartości jak charakter, zaangażowanie i zawziętość. W pierwszych meczach szczęście było przy nas, teraz jest przy rywalach. Stanęliśmy na tych 12. punktach, ale mam nadzieje, że jak już tą 13. przekroczymy, to później będzie już dobrze - powiedział na konferencji prasowej po meczu Stali z Dolcanem Ząbki trener ekipy ze Stalowej Woli, Władysław Łach.
Nie był to jednak jedyny problem z jakim borykał się ostatnio klub z Podkarpacia. Kilkanaście dni temu zwolniono z funkcji prezesa Marka Jareckiego. Przyczyną zwolnienia było podobno nieumiejętne prowadzenie klubu. Jednak zdaniem wielu właściwa przyczyna tkwiła w czymś innym. Otóż Jarecki chciał dojść do porozumienia z Andrzejem Szlęzakiem, prezydentem miasta. To nie spodobało się zarządowi, więc postanowiono podziękować niewygodnemu człowiekowi. Potem przyszły jeszcze gorsze dni. Wobec braku porozumienia pomiędzy zarządem a prezydentem, ten drugi wypowiedział umowy klubowi, a także zdecydował się nie przekazywać 400 tys. złotych na funkcjonowanie sekcji koszykówki w mieście w zamian za dwa miejsca w zarządzie klubu. Tym samym klub miał stracić nie tylko owe pieniądze, ale także miał płacić za wynajem obiektów nie 120 złotych, które płaci obecnie, 500 tys. Do tego prezydent chciał zabrać klubowi plac targowy, który rocznie przynosił zyski rzędu 700 tys. złotych. - Kwestia placu targowego jest w rękach radnych - stwierdził jeden z radnych miejskich. Jeśli doszłoby do odebrania także tego placu, klub straciłby rocznie około 1,2 mln złotych zamiast zyskać jeszcze 400 tys.
Jeśli tak by się stało w Stalowej Woli szansę istnienia miałby tylko sport amatorski. Czy tego chcieli działacze? Obecnie zadłużenie klubu sięgnęło już 700 tys. złotych. Jeśli nadal będzie taka polityka władczych w klubie obecny sezon będzie ostatnim zawodowym sezonem w Stalowej Woli. Najbardziej straciliby na tym kibice, którzy coraz liczniej przybywają na obiekty przy ulicy Hutniczej. Sytuacja związana z zawodowym sportem w Stalowej Woli była już bardzo dramatyczna, na szczęście w ostatnim z możliwych momentów w sercach kibiców ze Stalowej Woli zagościła nadzieja.
Władze klubu zgodziły się przyjąć warunki prezydenta miasta, Andrzeja Szlęzaka. Tym samym do zarządu ZKS Stal Stalowa Wola ma wejść dwóch przedstawicieli miasta. Sukces w negocjacjach powinien być zawdzięczany przewodniczącemu Rady Miejskiej w Stalowej Woli, Stanisławowi Ciskowi, który podjął się ostatecznej próby ratowania sportu w Stalowej Woli. To dzięki jego staraniom osiągnięto porozumienie.
Tym samym klub najprawdopodobniej otrzyma obiecane 400-500 tys. złotych na sekcje koszykówki. Te środki finansowe sprawią, że Stal z miejsca stanie jednym z najpoważniejszych kandydatów do awansu do wyższej klasy rozgrywkowej.
Cała sytuacja w klubie w końcu się ustabilizowała. Piłkarze mogą myśleć tylko o grze, koszykarze także. Klub nie straci pieniędzy którymi obecnie dysponuje. Sytuacja, w przypadku nawiązania dalszej współpracy z miastem może się tylko poprawić.