List Czytelnika: Bereszyński na długo zapamięta 18 stycznia

Jeszcze chłopak nie zdążył poważnie zaistnieć w lidze, a już wywołał sporą awanturę. Bartosz Bereszyński zapamięta 18 stycznia na długo.

W tym dniu stał się wrogiem numer jeden wśród kibiców, fanatyków i pikników Lecha Poznań. Od nadziei lechitów do tytułu judasza. Pokonał tę drogę w tempie TGV. Azymut - Warszawa. Poznaniacy są autentycznie wściekli. Bo młody, bo wychowanek, bo Legia. Nic tu się nie klei, to nie może być prawda. Internet ruszył, litry wymiocin na dwudziestolatka zostały wylane.

Życie potrafi w najmniej oczekiwanym momencie przesuwać dobrze nam znane granice absurdu. Dokładnie w ten sposób odebrane zostały planowane przenosiny młodego napastnika do stolicy Polski. Zupełnie niepotrzebnie, nic nie dzieje się bez powodu. Bereszyński podjął możliwie najlepszą dla siebie decyzję. Lech nie był gotów zaoferować mu satysfakcjonujących warunków? Trudno. Zrobiła to Legia, obecnie najsilniejszy klub w Polsce. Tak działa rynek. Jedni mogą dać więcej, inni mniej. Dlatego niektórzy z was chodzą do Piotra i Pawła, inni zaś do Biedronki. Jedni mogą sobie pozwolić na zakupy w salonie Audi, drudzy w Chevrolecie. Walenie pięścią w stół tego nie zmieni. Live is brutal, czy jakoś tak.

Kibice Lecha w dużej części są rozczarowani i źli. Niektórzy, jak wynika z ich internetowych komentarzy, posmarkali się rzewnie. Aż przykro na to patrzeć. Panowie (i Panie?) nie tędy droga. Chcecie się na kimś wyżyć? Proszę bardzo. Już podaję personalia. Bereszyński? A gdzie tam, bzdura. Kolejno wystąp: Klimczak, Rutkowski, Rumak. Uderzajcie w nich, zawalili swoją robotę. Zakładając oczywiście, że pozostanie Bereszyńskiego dla przyszłości Lecha miało duże znaczenie. Bo chyba miało, skoro tyle gruzu wylądowało na jego głowie, hm?

Trener Rumak był żywo zainteresowany zatrzymaniem napastnika w Kolejorzu. O skuteczności jego działań świadczy fakt, że zawodnik postanowił już od zimy szukać w Ikei mebli do nowego, warszawskiego mieszkania. Jasne, w Lechu decyzje personalne dotyczące drużyny podejmuje komitet transferowy, pamiętamy o tym. Skoro jednak trenerowi zależy, to komitet powinien stanąć na głowie i zatańczyć Kujawiaka, byle tylko przekonać chłopaka do pozostania. A ten nie mógł zresztą żądać ogromnych pieniędzy. Legia groszem nie śmierdzi. Odpowiedzcie sobie sami, jaką pozycję w Lechu ma Rumak? Jak wygląda jego współpraca z przełożonymi?
Inna sprawa to sposób, w jaki traktuje się Bereszyńskiego. Podpisałeś z Legią? Odchodzisz po sezonie? Won z drużyny, już cię nie chcemy. Może w takim razie nie był jej tak potrzebny, jeśli pozbywa się go z taką lekkością? Zatem po co jest ten krzyk? A może chodzi o urażoną dumę? Albo mamy tu do czynienia z początkowymi objawami schizofrenii (nie mylcie z dziwnymi głosami i skokiem przez okno), albo z małostkowością decydentów Lecha. Tylko to pierwsze można leczyć.

Czas na puentę. I drobną lekcję historii. Posłużę się słowami Talleyranda. Kto nie wie, o kim mowa, niech okryje się wstydem i wygugluje jego nazwisko. Anegdota sięga czasów, zanim jeszcze założono Sheffield F.C. Nie United F.C., tylko po prostu F.C. Czyli dość dawno temu. Niejaki książę Metternich strofował Talleyranda, żeby ten nie zabierał głosu w dyskusji na temat szeroko rozumianej lojalności. W odpowiedzi usłyszał: "Wasza wysokość, pan jest największym dyplomatą, dziwię się, że pan nie wie, że moralność i wierność to jest kwestia dat i niewiele więcej."

Aplauz.

Autor: Adrian Kasprzak

Źródło artykułu: