Klęską zakończyła się szarża Górnika Zabrze na fotel lidera T-Mobile Ekstraklasy. - Szybko straciliśmy dwie bramki i to ustawiło spotkanie. W przerwie powiedzieliśmy sobie, że musimy zacząć stwarzać zagrożenie, bo nie da się wyjść ze stanu 0:2, kiedy się praktycznie nie kreuje sytuacji - mówi Mariusz Przybylski, pomocnik zabrzańskiej drużyny.
Defensywny pomocnik Górnika częściowo odkupił w tym meczu swoje winy. Najpierw nie zdołał upilnować Adama Dźwigały, który strzałem głową zdobył drugą bramkę dla Jagi, a w końcówce drugiej połowy zdobył bramkę kontaktową. - Zupełnie mnie to trafienie nie cieszy. Szkoda, że nie zdołaliśmy zremisować, bo mieliśmy swoje sytuacje. Ten mecz nam po prostu nie wyszedł i nie ma sensu, żebyśmy szukali usprawiedliwień naszej postawy - przyznaje piłkarz drużyny z Roosevelta.
Jagiellonia o losach spotkania przesądziła w pierwszych dwóch kwadransach. - Siedli na nas od początku, a my nie za bardzo potrafiliśmy na to odpowiedzieć. Trener uczulał nas, że tak się może stać, a jednak nie potrafiliśmy odpowiednio zareagować. Pierwszą bramkę straciliśmy bardzo szybko i to na pewno też nam nie pomogło - analizuje zawodnik górniczej drużyny.
Dla Przybylskiego występ przeciwko Jadze był nieudany nie tylko przez wzgląd na wynik, lecz także na czwartą w tym sezonie żółtą kartkę, która wyłączy go z gry przeciwko Lechowi Poznań. - Na pewno mnie to nie cieszy, bo to dla nas bardzo ważny mecz. Wierzę jednak, że wejdą na boisko zmiennicy, którzy nie będą gorsi ode mnie i mojego braku na boisku w ogóle się nie odczuje. Jeżeli trener da mi szansę, to wrócę na Legię i będę chciał się zrehabilitować za ten występ - zapowiada gracz 14-krotnych mistrzów Polski.