Wyzywał kolegę, to zwróciłem mu uwagę - rozmowa z Krzysztofem Wołczkiem, zawodnikiem Miedzi Legnica

Krzysztof Wołczek nie tylko krytykuje pracę arbitra w spotkaniu Bogdanki z Miedzią, ale zdradza też, co stało się po meczu. - Zdenerwowałem się, ale skończyło się tylko na słownych utarczkach - mówi.

Mateusz Michałek: Udana pogoń jednej z drużyn, trzy czerwone kartki... - spodziewaliście się w ogóle, że mecz z Bogdanką może być tak elektryzujący?

Krzysztof Wołczek: To była pierwsza, wiosenna kolejka, więc można było spodziewać się wielu rzeczy. To była niewiadoma, w końcu wróciliśmy do gry po trzech miesiącach. My nie byliśmy pewni, czy to spotkanie w ogóle się odbędzie, a co dopiero, czy będzie ono tak elektryzujące. Emocji rzeczywiście było sporo. Myślę, że przyczynił się do tego arbiter. Wiadomo, później dołożyliśmy swoje, ale wszystko było pokłosiem decyzji o drugiej żółtej kartce dla Mateusza Banego. Faul był niewinny, w dodatku w środku boiska. Decyzja totalnie niezrozumiała. Mieliśmy mecz pod kontrolą, byliśmy zdecydowanie lepsi, aż tu nagle pojawiły się nerwy... Co do wspomnianej kartki, to wcześniej arbiter nie dał ewidentnego, drugiego kartonika Veljko Nikitoviciowi. Zabrakło sprawiedliwości.

Krótko mówiąc, spotkanie przerosło Sebastiana Jarzębaka?

- Nie chcę formułować takich tez, bo nie wiem czy mogę. Jeszcze zaraz ktoś mnie za to ukarze. Tamta decyzja była po prostu niefortunna. Jak patrzyłem na arbitra, to on dopiero po jakimś czasie zorientował się, że to jest druga żółta dla Banego i, że chyba się pospieszył. Kartkę jednak już wyciągnął, było za późno. Zabrakło mu trochę konsekwencji, po prostu mu ten mecz nie wyszedł. Gdyby nie pierwsza czerwona kartka, wydaje mi się, że zdobylibyśmy trzy punkty.

Przynajmniej poczuł się pan znowu jak w ekstraklasie. Ekstraklasowy arbiter, błędy sędziowskie jak w elicie...

- Można tak powiedzieć. Ale naprawdę nic już pan ze mnie nie wyciągnie jeśli chodzi o pracę sędziego. Sami też podeszliśmy do tego wszystkiego zbyt emocjonalnie. Będziemy musieli wyciągnąć odpowiednie wnioski, by następnym razem tak nie było.

Czyli spotkanie fajne dla kibiców, ale dla was z gatunku tych cięższych jeśli chodzi o psychikę?

- Kibice na pewno się nie nudzili. Do 40. minuty mogli zobaczyć kawał niezłej piłki, szczególnie w naszym wykonaniu. Murawa przygotowana była naprawdę nieźle. Później było wiele emocji, dla kibiców to była pewnie fajna sprawa, dla nas już niekoniecznie. Sam jestem dość mocno poobijany, piłkarze z Łęcznej mają chyba podobnie.

Trener waszych rywali powiedział, że zaangażowanie obu ekip momentami było aż za duże.

- Może nie zaangażowanie, ale faktycznie, z czasem pojawiło się kilka brzydkich fauli, nerwowości oraz niepotrzebnych słów, zarówno w stosunku do siebie, jak i sędziego. Ale taka jest piłka. Mądrzy jesteśmy dopiero po spotkaniu. Każdemu zależało na zdobyciu punktów.

Po meczu podobno "wyładował pan złość, prowokując do bójki jednego ze starszych kibiców gospodarzy". 

- Sytuacja była bardzo dziwna. Na pewno nikogo nie prowokowałem. Jeden z kibiców, zresztą nie wiem, czy tego pana można w ogóle tak nazywać, wyzywał, ale to strasznie wyzywał Kubę Grzegorzewskiego. Nie wiem, może dlatego, że kiedyś grał w Górniku Łęczna. Zwróciłem mu grzecznie uwagę, po czym ten pan zaczął wyzywać mnie! Trochę się zdenerwowałem i wyszło, jak wyszło.

Ale doszło do jakichś rękoczynów?

- Nie, ten pan stał na trybunach, a ja schodziłem z boiska, dzieliło nas jakieś dziesięć metrów. Do takich rzeczy nie doszło, skończyło się na słownych utarczkach.

Zgodzi się pan ze słowami trenera Baniaka, który powiedział, że remis w "ósemkę" trzeba szanować?

- Grając jeszcze w dziewięciu wciąż chcieliśmy atakować. W pewnym momencie puknęliśmy się w czoło, co my robimy. W końcu mogli nas skontrować. Stwierdziliśmy, że ten punkt trzeba jednak uszanować. Przed meczem taki wynik nas nie interesował, ale patrząc na przebieg spotkania, można mieć nieco inne zdanie.

Najgorsze jest chyba to, że wasi bezpośredni rywale, Cracovia, Termalica i Zawisza swoje mecze wygrali.

- Te trzy drużyny rzeczywiście wygrały, ale Flota już przegrała. Przed nami jednak masa kolejek i jeszcze wszystko może się wydarzyć. Czuliśmy się bardzo dobrze na boisku i postaramy się udowodnić swoje umiejętności w kolejnych spotkaniach.

Który z wymienionych rywali jest według pana najmocniejszy?

- Do Legnicy przybyłem wraz z końcem sierpnia i nie grałem ze wszystkimi rywalami. Nie miałem możliwości zmierzyć się choćby z Zawiszą, Termaliką i Flotą. Z zespołów z czuba tabeli zagrałem w zasadzie tylko z Cracovią. Krakowianie mają pomysł na grę, są mocni piłkarsko. Prócz niej niezłe wrażenie zrobiła na mnie Olimpia Grudziądz. O końcowych rozstrzygnięciach zadecydują detale. Walka o awans będzie się toczyć do samego końca.

W najmniej komfortowej sytuacji - o dziwo - jest zdecydowanie Flota.

0 Zawsze lepiej gonić, niż uciekać. Flota czuje mocno oddech peletonu i na pewno jej to nie pomaga. A zazwyczaj jest tak, że jeśli ucieka się od samego początku, to peleton prędzej czy później cię wchłonie. Myślę, że może tak się stać, ale nie ma o co o tym przesądzać. Swoje punkty na pewno jeszcze zdobędą.

U was presja na awans jest duża?

- Ciśnienia, chociażby jak w Bydgoszczy, na pewno nie ma. Prezes podchodzi do tego spokojnie. Jeśli nie uda się w tym roku, to spróbujemy w następnym. Nie mniej jednak, drużynę mamy naprawdę niezłą i szkoda byłoby zmarnować szansę, która się przed nami otworzyła. Spróbujemy i zrobimy wszystko co w naszej mocy

Komentarze (0)