Michał Gałęzewski: Jak wyglądają różnice w organizacji meczów w Ekstraklasie?
Maciej Turnowiecki: Różnych elementów do przygotowania pewnie jest więcej niż było wcześniej. Cały czas podnosimy poprzeczkę. Nawet jak graliśmy na zapleczu ekstraklasy, to do każdego meczu przygotowywaliśmy się tak, jakby było to najważniejsze spotkanie w historii klubu. Praca w Lechii do czegoś zobowiązuje. Zazwyczaj przygotowania do spotkania rozpoczynają się na kilka dni przed pierwszym gwizdkiem arbitra. Do operacji "derby aglomeracji gdańskiej" z Arką przygotowania trwały nawet nieco dłużej. Sam mecz np., który rozgrywany jest o 20.00 dla pierwszych pracowników klubu, tych odpowiedzialnych za rozstawienie reklam, czy współpracujących z przedstawicielami firmy montującej bandy diodowe, rozpoczyna się na około 10 godzin wcześniej (swoją drogą, jako pierwszy drugoligowy klub wprowadziliśmy bandy diodowe wokół boiska); 3-4 godziny przed meczem przyjeżdża delegat, obchodzi dokładnie cały obiekt, w międzyczasie swoją odprawę ma ochrona, itd., itd. W Ekstraklasie nasze spotkania ogląda jeszcze więcej kibiców niż dotychczas, jest to wyzwanie, z którego się cieszymy, ale też jeden z ważnych elementów organizacji meczu.
Jak wygląda kwestia zwiększenia pojemności stadionu?
- Część prac modernizacyjnych już powoli się kończy, zarządca obiektu MOSIR Gdańsk stara się jak najszybciej dokończyć sprawy montażu monitoringu, elektronicznej dostępności do obiektu i jest duża szansa, że pojemność, myślę, że zbyt pochopnie ograniczana aktualnie, będzie mogła się zwiększyć, być może jeszcze tej jesieni. To jednak nie zależy wyłącznie od nas, ale od odpowiednich służb, które wszystko opiniują i wyznaczają odpowiednią ilość widzów na imprezę. My czujemy, że za marką Lechia stoi nie tylko historia i tradycja, ale przede wszystkim rzesze sympatyków. W minionych sezonach nie zdarzyło się, żeby na trybunie krytej, w sektorach trybuna centralna i skrajna w momencie rozpoczęcia sezonu wszystkie miejsca były wyprzedane. To napawa do dumy i rzadko jest spotykane w naszym kraju.
Na czym polega wasza współpraca z klubami zagranicznymi?
- Staramy się czerpać wzorce, ale tylko te pozytywne (śmiech) z różnych klubów Europy i przenosić je na gdański grunt. Członkowie zarządu, dyrektor klubu, czy ja w każdym momencie, gdy jesteśmy zagranicą, staramy się uzyskać możliwość zwiedzenia obiektów, podpatrzenia rozwiązań i porozmawiania z naszymi odpowiednikami w innych klubach. Co najważniejsze, jeszcze się nie spotkaliśmy z sytuacją, w której ktoś by nam odmówił. Wszyscy podchodzą z dużą sympatią i cieszą się, że chcemy się czegoś dowiedzieć o ich klubach. Przedstawiciele Ajaxu oraz Areny w Amstaredamie ostatnio gościli w Gdańsku w sprawie Baltic Areny, też wykorzystaliśmy ich wizytę, żeby między innymi zmonitorować, czy zmierzamy we właściwym kierunku. Bariery są, bo patrząc na Bayern to zupełnie w tej chwili inny klub, czy patrząc na Allianz Arenę, to zupełnie inny stadion. Za 3-4 lata jednak też mamy mieć taki obiekt w Gdańsku.
Zawodnicy trenują na murawie stadionu żużlowego GKS-u Wybrzeże. Jesteście zadowoleni z tego stadionu i warunków tam panujących?
- Składam słowa uznania dla pracowników Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Gdańsku. Murawa na GKS-ie jest rewelacyjnie przygotowana, dosłownie jest jak stół. Jedyny mankament tego placu to to, że to boisko jest niewymiarowe ze względu na znajdujący się tam tor do speedwaya i pewne elementy treningu Jacek Zieliński musi robić inaczej. Z tym jednak nie ma problemów, gdyż pracownicy są na miejscu i zawsze do dyspozycji i jak trzeba umalować linie w poprzek płyty, to tak są umalowane.
Jak wygląda sprawa boiska treningowego przy Traugutta?
- Trzy tygodnie temu miałem okazję gościć u skarbnika miasta i powiedział mi, że jesienią mają zostać zarezerwowane środki na dokończenie modernizacji popularnej "Sahary", czyli placu tuż za trybuną odkrytą głównego stadionu, na którym znajdzie się pełnowymiarowe boisko oraz niewymiarowe do treningów strzeleckich. Powinno być to ukończone do lata przyszłego roku i baza treningowa można powiedzieć, że będzie w pełni profesjonalna.
Jesteście po kilku tygodniach pracy trenera Zielińskiego. Jest pan zadowolony z jego pracy?
- Na ocenę i dogłębne analizy przyjdzie jeszcze czas. Jako beniaminek musieliśmy zapłacić pewną cenę. Mamy siedem punktów, znajdujemy się w środku tabeli i dzielą nas trzy punkty do europejskich pucharów (śmiech). Oczywiście żartuję, o pucharach na razie nie myślimy. Mogłoby być jednak lepiej. Szkoda spotkań we Wrocławiu i w Chorzowie. Od momentu nie strzelenia rzutu karnego przez Śląsk byliśmy lepszą drużyną i w mojej opinii, także w meczu w Chorzowie należał nam się co najmniej remis. Potoczyło się, jak się potoczyło, mam nadzieję, że frycowe jako beniaminek już zapłaciliśmy W meczu z Odrą przegrywaliśmy 0:1, potrafiliśmy się podnieść na 3:1, a mogliśmy wygrać jeszcze wyżej, bo kilku sytuacji nie udało się wykorzystać. Solidna weryfikacja umiejętności dopiero przed nami, bowiem z Wisłą, Legią i Lechem grać będziemy dopiero w listopadzie.
Jak się przedstawiają plany spółki z miastem i potencjalnym strategicznym sponsorem?
- Najważniejsza informacja jest taka, że mamy odstępstwo od Ministerstwa Sportu do końca czerwca przyszłego roku i w tym czasie musimy powołać spółkę akcyjną. W lipcu podpisaliśmy list intencyjny z miastem i potencjalnym inwestorem. Aktualnie pracujemy nad kształtem tego przedsięwzięcia, pojawiają się różne wizje spółki. Tak jak przed zawarciem małżeństwa partnerzy przygotowani, zdecydowani, że tego właśnie chcą. Tu chodzi o przyszłość klubu, tego nie można podjąć w jeden dzień. Chcemy, żeby był to twór na lata. Stąd ogromna i żmudna praca wszystkich podmiotów nad analizą niezbędnych dokumentów.
Jak mocno może się zwiększyć budżet klubu dzięki spółce?
- To w przyszłości rozstrzygną przyszli akcjonariusze spółki. W tej chwili nasz budżet oceniamy na około 13 milionów. Może on się jeszcze zwiększyć, ponieważ na koniec sezonu Canal + przyznaje jeszcze środki za zajęte miejsce. Tej tak zwanej "ruchomej" części jeszcze nie znamy (śmiech).