Kapitan Polonii Bytom: To było swoiste katharsis

Polonia Bytom rzutem na taśmę urwała punkt GKS-owi Katowice w niedzielnych derbach Śląska. Skórę niebiesko-czerwonym uratował w końcówce Mateusz Mika, broniąc rzut karny Przemysława Pitrego.

Marcin Ziach
Marcin Ziach

Choć sytuacja Polonii Bytom w tabeli I ligi jest dramatyczna, to śląska drużyna nie składa broni i walczy o honor. Po ostatnich słabszych występach niebiesko-czerwoni odzyskali twarz niedzielnym występem w derbach Śląska przeciwko faworyzowanej GieKSie, urywając katowiczanom punkt w ostatnich sekundach regulaminowego czasu gry.

- Było to jedno z najlepszych spotkań w naszym wykonaniu. Podobnie zagraliśmy z Flotą. Nie spuszczaliśmy głów, choć wyszliśmy na boisko jako outsider na mecz z liderem. Tym razem było tak samo. Nawet po straconej bramce nie spuściliśmy głów w dół i grając w osłabieniu jednego zawodnika umieliśmy nadrobić straty. To cieszy, bo takie mecze budują charakter drużyny - przekonuje w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Mateusz Mika, kapitan bytomskiej jedenastki.

Po końcowym gwizdku sędziego bramkarz Polonii odczuwał niedosyt. - Chyba nikt o zdrowych zmysłach nie powie, że ten remis jest dla nas szczęśliwy. Każdy kto widział mecz dobrze wie, że to my byliśmy zespołem lepszym i to my straciliśmy dwa punkty - dodaje wychowanek klubu z Olimpijskiej.

Bytomianom nie sprzyjał arbiter niedzielnych zawodów, który nie podyktował dwóch ewidentnych rzutów karnych za zagrania ręką we własnym polu karnym Mateusza Kamińskiego. - W pierwszej sytuacji na pewno "jedenastka" nam się należała, bo widziałem wszystko pod kątem prostym. Drugiej sytuacji nie widziałem dokładnie, więc nie będę się póki co wypowiadał. Na pewno jednak sędzia musi sobie ten występ przeanalizować. Jestem święcie przekonany, że przyznałby nam rację, że pomylił się na naszą niekorzyść i to nie raz - podkreśla Mika.

Na ocenę pracy sędziego wpływać powinien także fakt, że najpierw nie podyktował dwóch "jedenastek" dla gospodarzy, a potem w wątpliwej sytuacji wskazał na "wapno" po starciu Robertem Trznadela z Grzegorzem Goncerzem w polu karnym gości. - Dla mnie rzut karny w tej sytuacji był. Nie wiem jak to wygląda na powtórkach, ale wydaje mi się, że arbiter się nie pomylił. Miałem tylko do niego pretensje, że wcześniej w znacznie bardziej oczywistych sytuacjach nie zagwizdał karnego dla nas - wyjaśnia golkiper Polonii.

Kapitan niebiesko-czerwonych został jednym z ojców remisu bytomian, bo obronił strzał z 11. metra Przemysława Pitrego. - Dla mnie ten rzut karny to swoiste katharsis. W poprzednich meczach nie szło mi za dobrze i prawdę mówiąc kilka ostatnich bramek zawaliłem. Cieszę się, że teraz mogłem się trochę oczyścić - wskazuje 25-latek.

Co sprawiło, że Mika przechytrzył boiskowego wygę? - W ostatniej rundzie Pitry strzelał mi karne dwa razy i dwukrotnie trafił. W pierwszej sytuacji przymierzył w prawy róg i choć miałem piłkę na palcach, to wpadło. W drugiej wyczekał mnie do końca, uderzył w środek i piłka przeszła mi po bucie. Przed tym meczem powiedziałem trenerowi bramkarzy, że przy karnym pójdę w prawy róg i wykonam zwód Artura Boruca. No i udało się! - triumfuje gracz śląskiej drużyny.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×