Marcin Baszczyński: Trzeba się poświęcić w niektórych momentach

Bardzo zły po końcowym gwizdku sędziego po meczu Ruchu Chorzów z Piastem Gliwice był obrońca tych pierwszych, Marcin Baszczyński. Trudno mu się dziwić, skoro jego drużyna przegrała kolejne starcie.

Niebiescy przegrali u siebie z Piastem Gliwice 1:2. I o ile jeszcze druga połowa mogła w jakimś stopniu spodobać się miejscowym kibicom, to pierwsza w wykonaniu gospodarzy była tragiczna. - Od początku to spotkanie nie było na wysokim poziomie. Zawiodła nas gra piłką. Pod tym względem byliśmy bardzo słabi, bo wcześniej zawsze stwarzaliśmy sobie sytuacje, ale problemem była skuteczność. Tym razem tych okazji nie mieliśmy, a i dobrej gry było bardzo mało - kręcił głową Marcin Baszczyński, obrońca Ruchu Chorzów. - Ciężko to sensownie wytłumaczyć. Nie wiem skąd wzięła się nasza tak słaba gra. Mimo niej w drugiej połowie strzeliliśmy bramkę i trzeba było zrobić wszystko, żeby tego meczu nie przegrać, a wręcz dowieźć prowadzenie do końca. Stało się jednak inaczej i szatnia bardzo cierpi z tego powodu - dodał.

Kibice w przerwie byli wściekli na swoich ulubieńców. Ci do przerwy nie oddali żadnego strzału na bramkę Dariusza Treli. - Mecz nam totalnie nie wyszedł. Za mało było dobrej gry i dłuższego utrzymania się przy piłce, stąd też brakowało sytuacji podbramkowych. Długie piłki zagrywane na "Jankesa" były złym rozwiązaniem, bo ciężko mu było z takimi drągalami w obronie Piasta walczyć o te zagrania, a goście dobrze zbierali wszystkie podania. Wiele rzeczy nas zawiodło i stąd wynik taki, a nie inny - skomentował "Baszczu".

Samo spotkanie w wykonaniu zawodnika nie było najgorsze. Jednak to po jego błędzie w pierwszej połowie Ruben Jurado oddał fantastyczny strzał, ale jeszcze lepszą interwencją popisał się Krzysztof Kamiński. - Wydaje mi się, że wiele razy asekurowałem obie strony boiska. Schodziłem do Jurado bardzo często czy to na prawą część czy na lewą. W jednej sytuacji przydarzył mi się błąd, bo nie chciałem na oślep wybijać piłki, tylko ją przyjąć, ale źle to zrobiłem. Oczekiwania wobec mojej osoby były duże, aczkolwiek góry nie przeniosę. Staram się robić to, co do mnie należy, ale nie jestem w stanie być w każdej części pola karnego - podkreślił defensor.

Dla podopiecznych Jacka Zielińskiego porażka z Piastem była drugą derbową pod rząd. Tydzień wcześniej chorzowianie ulegli bowiem 0:2 Górnikowi Zabrze. - Zdajemy sobie sprawę z tego, że przegraliśmy drugi mecz derbowy. Jednak w Zabrzu jeszcze jakieś sytuacje mieliśmy, ale zawiodła nas skuteczność, bo końcowy wynik mógł być zupełnie inny. Z Piastem coś się popsuło w tym aspekcie i tych okazji nie stwarzaliśmy. Mimo wszystko mieliśmy korzystny dla nas rezultat, który powinniśmy dowieźć do końca, a nam się to nie udało - nie dowierzał 35-latek.

Gdy Ruch wyszedł na prowadzenie, to wydawało się, że niebiesko-czerwoni nie będą w stanie odrobić strat. Tak się jednak stało i zwyciężyli oni 2:1. Czy gospodarze nie poczuli się zbyt pewnie po strzelonej bramce? - W całym spotkaniu nie czuliśmy się pewnie. Piast miał stały fragment, po którym doprowadził do wyrównania. Przydarzył się jakiś błąd, ktoś nie pokrył i to najbardziej boli, bo takich bramek nie można tracić. Przy drugim trafieniu to samo. Jesteśmy w przewadze liczebnej, nikt nie podejdzie, nie zablokuje, a trzeba się poświęcić w niektórych momentach. Co tu dużo gadać... - denerwował się były piłkarz Polonii Warszawa.

W następnej kolejce Niebiescy zmierzą się z Lechią Gdańsk. Będzie to dla nich mecz o "6 punktów", bowiem sytuacja w tabeli robi się bardzo ciężka. - Teraz każde spotkanie będzie dla nas za sześć punktów, bo walczymy o życie i każdy tak musi do tego podchodzić. Wierzę, że gdy mamy nóż na gardle, to uda się zmobilizować. Mam nadzieję, że tak będzie w Gdańsku i będziemy mogli cieszyć się ze zwycięstwa - podsumował Marcin Baszczyński.

Źródło artykułu: