Od dawna największą bolączką ustępujących mistrzów Polski jest obsada pozycji napastnika. Żaden z zawodników tego klubu od wielu lat nawet nie otarł się o czołówkę klasyfikacji strzelców ekstraklasy. Spore nadzieje pokładano w Cristianie Diazie, ale ten zupełnie ich nie spełnił. Niedawno rozwiązano z nim kontrakt. Jeszcze gorzej wypada Johan Voskamp, który w tym sezonie praktycznie w ogóle nie gra, a we Wrocławiu wszyscy chcą rozwiązać z nim umowę, do czego Holender jednak się nie pali.
W ostatniej kolejce gola strzelił Eric Mouloungui, ale reprezentant Gabonu niebawem ze Śląska odejdzie, bowiem kończy mu się wypożyczenie. Poza tym, do postawy Erica Mouloungui na boisku też jest wiele zastrzeżeń. Zielono-biało-czerwoni w swojej kadrze mają jeszcze Łukasza Gikiewicza i Jakuba Więzika. Temu pierwszemu walki, zawziętości na boisku nie można odmówić, ale "Giki" nie jest gwarantem większej ilości goli w sezonie. Więzik zbyt wielu szans na grę nie dostaje, a umiejętności nie pozwalają mu na to, aby być czołowym zawodnikiem zespołu z czołówki polskiej ligi.
Kto więc zbawi Śląsk? Żadna to tajemnica, że we Wrocławiu od dawna szuka się skutecznego snajpera. Czy takiego znajdzie Stanislav Levy, który do WKS-u trafił po pracy w lidze albańskiej? Niedawno lokalne media obiegła plotka, że na testach w Śląsku jest Sebino Plaku, stary znajomy czeskiego trenera właśnie z Albanii, jeden z najlepszych napastników tamtejszej ligi. - Nikogo z Albanii tu nie widziałem - skomentował jednak Stanislav Levy. Mimo wszystko wydaje się jednak, że coś na rzeczy jest. 28-letni napastnik jest wolnym zawodnikiem, po tym jak wygasł jego kontrakt ze Skenderbeu Korce. Piłkarz w poprzednim sezonie zdobył dla swojego zespołu 10 bramek.