Michał Żewłakow: Każdy chciałby kończyć karierę w takiej atmosferze

W 77. minucie spotkania Legia Warszawa - Śląsk Wrocław na boisku pojawił się Michał Żewłakow. Dla 37-letniego obrońcy był to mecz pożegnalny.

Legia Warszawa jako mistrz jesieni nie miała łatwego startu wiosną. W pierwszych spotkaniach bardziej rozczarowywała i można było mieć wątpliwości co do tego, czy Wojskowym uda się sięgnąć po mistrzostwo, mimo że przewodzili ekstraklasowej stawce. - Początek rundy wiosennej był dla nas trudny: oprócz meczu z GKS-em Bełchatów, jeszcze porażka z Koroną. To jednak podziałało jak szczepionka, bo po pierwszym osłabieniu paradoksalnie to nas wzmocniło - analizował Michał Żewłakow.

- Kiedy jest się mistrzem, to czasami ciężko się zmobilizować do takiej gry jak w meczach, kiedy jeszcze się walczy. Dla nas to takie ukoronowanie całego sezonu - ocenił zwycięstwo ze Śląskiem obrońca stołecznej drużyny.

W ostatnim czasie ekipa ze stolicy Dolnego Śląska mocno "nie leżała" Wojskowym w meczach rozgrywanych przy Łazienkowskiej 3. Tuż przed inauguracją sezonu to podopieczni Stanislava Levy'ego sięgnęli po Superpuchar Polski, a i w rewanżowym starciu finału Pucharu Polski pokonali Legię. I chociaż to Legioniści sięgnęli po trofeum mimo porażki, to jednak radość z tej zdobyczy była przyćmiona. - Cała gra i mój gol samobójczy rzuciły mrok na całą radość z Pucharu Polski. Teraz zdaję sobie sprawę z tego, że już więcej na boisko nie wyjdę - porównywał te dwie sytuacje Żewłakow.

Dla 37-latka był to ostatni mecz nie tylko w barwach Legii, ale i w całej karierze. - Z tego miejsca chciałbym podziękować wszystkim: zawodnikom, trenerom, sztabowi. Bez względu na to, jak długo gra się w piłkę, to każdy piłkarz chciałby kończyć karierę w takiej atmosferze. Czuję, że to jest ten moment, w którym powinienem zakończyć karierę. Może to nie jest tak, że idę na trening i robię to na siłę, jednak te rzeczy, które kiedyś przychodziły naturalnie – coraz więcej mnie sił kosztują. Druga połowa sezonu uświadomiła mi, że są ode mnie lepsi. Cieszę się, że mogłem się pokazać jako piłkarz, który coś udowadnia. Mój czas się skończył - przyznał "Żewłak".

- Poradziliśmy sobie nie tylko z przeciwnikami, ale i z presją, jaka jest obecna w klubie przez cały czas. Transfery dokonane w przerwie pokazały, że to są perspektywicznie gracze. Ten sezon jest fundamentem pod solidną budowę, bo Legia jest klubem, który powinien zdobywać mistrzostwa cyklicznie - ocenił minione już rozgrywki obrońca Legii.

Piłka nożna na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku! Tylko dla fanów futbolu! Kliknij i polub nas.

Zakończenie kariery przez 102-krotnego reprezentanta Polski to dobry moment na podsumowanie polskie ligi na tle innych, w jakich przyszło mu grać. - Percepcja ligi jest zupełnie inna: inaczej ogląda się mecze i zawodników. Infrastruktura zmieniła się kolosalnie. Pojawia się coraz więcej obcokrajowców. Nasza liga to jeszcze nie jest taka, o której można powiedzieć, że jest silna - ona się wciąż rozwija. Weryfikacją są występy polskich drużyn w europejskich pucharach - podkreślił Żewłakow.

Poza "Żewłakiem" ostatnie mecze w karierze w ramach 30. kolejki T-Mobile Ekstraklasy rozegrali również Tomasz Frankowski, Piotr Reiss, Kamil Kosowski, Ivan Djurdjević. - To też jest odpowiedź na to, jak zmienia się nasza liga: pewna generacja odchodzi. Wchodzą nowi, którzy będą budować i reprezentację, i drużyny klubowe. Jako piłkarz nie czuję się anonimowy i czuję z tego powodu satysfakcję - zakończył Michał Żewłakow.

Źródło artykułu: