Całe zajście miało miejsce w 13. minucie. Po dośrodkowaniu piłki z rzutu rożnego, powstało zamieszanie w polu karnym Szerszeni i po kilku sekundach... sędzia pokazał na środek boiska, czyli zaliczył bramkę Reading. W telewizyjnych powtórkach można dokładnie zobaczyć, że piłka odbiła się od jednego z zawodników Watford, wyszła ponownie na rzut rożny i była oddalona od słupka bramki gospodarzy o dobry metr! Tymczasem sędzia główny Stuart Atwell zaliczył, razem ze swoim asystentem Nigelem Bannisterem, bramkę dla Reading.
Piłkarze obu drużyn byli w szoku. W największym gracze Watford. W efekcie dostali dwie żółte kartki za dyskusje. Co na to wszystko sędzia liniowy, który uznał bramkę? - Zapytałem go o tę sytuację - on odpowiedział, że miał optyczną iluzję - relacjonował Aidy Boothroyd, menedżer Watford, który był wyraźnie sfrustrowany całą sytuacją. Trudno się dziwić. Ostatecznie ten gol zaliczono... Johnowi Eustace, zawodnikowi Szerszeni.
Sędziego Atwella nie próbował bronić Graham Poll, były międzynarodowy arbiter, znany pod pseudonimem "trzy żółte kartki", czyli z pokazania w jednym spotkaniu trzech żółtych kartek obrońcy reprezentacji Chorwacji podczas meczu mistrzostw świata w 2006 roku. - Jest to najbardziej dziwaczna sytuacja, jaką widziałem przez 40 lat mojego oglądania piłki nożnej i 27 lat sędziowania na boisku - wyznał Poll.
Pojawiły się sugestie, żeby mecz powtórzyć. Jednak regulamin rozgrywek tego zabrania i od razu postawiono sprawę jasno: nie będzie żadnej powtórki. Władzom ligi wtórował piłkarz Reading Stephen Hunt: - Mogę zrozumieć frustrację Watford, ale każdy popełnia błędy. Ale czy aż takie pomyłki, gdzie kibice z przeciwległego końca stadionu wyraźnie widzą, że piłka przeleciała metr obok słupka?