W Europie jest wiele lig słabszych od polskiej - rozmowa z Patrickiem Dytko, graczem Piasta Gliwice

- Polska liga nie jest tak słaba, jak wielu uważa. Jest w Europie i na świecie wiele lig słabszych od naszej - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Patrick Dytko, były gracz Borussii Dortmund.

Marcin Ziach: Stałeś się bohaterem jednego z najbardziej spektakularnych transferów tego lata. Piasta Gliwice wzmocnił piłkarz Borussii Dortmund.

Patrick Dytko: Otrzymałem bardzo konkretną ofertę, a ja chciałem grać. W Niemczech byłoby o to ciężko, bo pierwsza drużyna ma w ostatnich sezonach wysoką formę i zawodnicy z drużyn młodzieżowych czy rezerw już nie trafiają tam tak często jak kiedyś. Atmosfera w Piaście bardzo mi się podoba, a Gliwice to też bardzo ładne miasto. Zobaczymy, jak się to wszystko potoczy.

Transfer z Niemiec do Polski uchodzi za krok w tył. Ty robisz go, by - parafrazując porzekadło - następnie wykonać dwa kroki w przód?

- W życiu często jest tak, że czasami trzeba się cofnąć, żeby ruszyć na nowo do przodu. Najgorszą rzeczą, którą może robić piłkarz to stać w miejscu. Polska piłka nie jest taka zła. Jest wiele słabszych lig w Europie i na świecie, więc to dla mnie żadne zesłanie. Z Piastem zagramy w eliminacjach Ligi Europejskiej i możemy pokazać się na szczeblu międzynarodowym. To naprawdę fajne wyzwanie.

Pierwsze spostrzeżenia na temat różnic w okresie przygotowawczym w Polsce i Niemczech ci się nasuwają?

- Jestem w Polsce od trzech tygodni i jakichś wielkich różnic na razie nie dostrzegłem. Każda ma inny schemat przygotowań do sezonu i w każdym klubie wszystko to wygląda nieco inaczej, ale raczej nie odbiega od europejskich standardów.

Na wasze mecze w eliminacjach Ligi Europejskiej przyjść może maksymalnie 10 tys. kibiców, bo taką pojemność ma stadion w Gliwicach.

- Na pewno atmosfery, jaka panowała na meczach w Dortmundzie będzie mi bardzo brakować. Tam na każdy mecz przychodzi po 80 tys. ludzi i robi kapitalną atmosferę. Kibice Piasta też potrafią ponieść drużynę i bardzo na nich liczymy nie tylko w europejskich pucharach, ale też w lidze.

Dortmund to podobno najbardziej polskie z niemieckich miast. Polaka można tam spotkać praktycznie na każdym rogu.

- Po wejściu Polski do Unii Europejskiej to się trochę wyrównało, ale jeszcze kilka lat temu faktycznie Polaków w Dortmundzie było mnóstwo. Dalej ich zresztą jest bardzo wielu. Ciężko pracują i lubią rozerwać się na meczach Borussii. To taka miejska tradycja, że każdy kibicuje temu klubowi. Polacy są w Dortmundzie bardzo lubiani.

Trudno się temu dziwić, jak dwukrotnie mistrzostwo Niemiec, a potem finał Ligi Mistrzów dla Borussii zdobywa polskie trio z Dortmundu.

- Chłopaki faktycznie są tam uwielbiani. Kiedy byłeś pod stadionem przed meczem, to praktycznie co drugi kibic miał koszulkę z nazwiskiem "Kuby" czy Lewandowskiego. Mniej kibiców nosi koszulki Piszczka, ale i tak Polacy należą tam to czołówki. Z "Lewym" mógł się równać chyba tylko Goetze, ale po tym jak odszedł do Bayernu, to jego nazwisko i numer kibice zakleili taśmami. Mam nadzieję, że z moimi tak nie będą musieli robić (śmiech).

Z chłopakami z Polski w Dortmundzie się trzymałeś, czy nie miałeś okazji?

- Kilka razy trenowałem z pierwszym zespołem i wtedy się poznaliśmy. "Lewy", "Kuba" i "Piszczu" są bardzo w porządku ludźmi. Nie widać po nich sodówy, a są przecież gwiazdami Bundesligi. To po prostu Polacy, bo skromność i normalność ten naród cechuje. Złego słowa o tych chłopakach nie umiem powiedzieć.

Zatem najwyższa pora, by kibice w Gliwicach ukochali Patricka Dytkę równie bardzo, co kibice w Dortmundzie polskich piłkarzy.

- Mam nadzieję, że tak będzie. Najważniejsze, żebym wywalczył sobie miejsce w składzie i pokazał swoje atuty. Jeśli mi się to uda, to powinienem kibiców szybko do siebie przekonać.

Patrick Dytko to dziś bardziej polski Niemiec czy niemiecki Polak?

- Urodziłem się w Niemczech, w Völklingen, ale zawsze rodzice wpajali mi polskie tradycje. Czuję się Polakiem i jestem silnie emocjonalnie związany z tym krajem. Dlatego też transfer do Polski nie przyszedł mi z wielkim trudem.

Zadebiutować w nowych barwach możesz w pucharowym meczu z Karabachem Agdam. Azerowie mają przed wami jeszcze jakieś tajemnice?

- Znamy ten zespół już bardzo dobrze. Trenerzy przedstawiali nam ich mocne i słabe strony i dobrze wiemy, gdzie musimy uderzyć, żeby wpędzić ich w tarapaty. Nie będzie jednak łatwo, bo zwłaszcza u siebie Karabach jest silny i nieprzewidywalny. My mamy rywala dobrze rozpracowanego i chcemy w Baku zagrać dobry mecz.

Co stanowi w azerskiej drużynie największe zagrożenie?

- Trenerzy bardzo dokładnie nam te silne strony wyłożyli, ale nie będziemy o tym rozmawiać przed meczem. Wiemy, co musimy zneutralizować, żeby ugrać dobry wynik przed rewanżem, a po meczu możemy porozmawiać czy jesteśmy z realizacji tych założeń zadowoleni.

Przeciwko wam będą nie tylko Azerowie na boisku, ale też fanatyczni kibice i wysoka temperatura. W Baku ma być ponad 30 st. Celsjusza...

- Mieliśmy na ten temat zajęcia z fizjoterapeutą i wiemy, jak sobie z tymi trudnymi warunkami radzić. Kibice będą żyli meczem i na pewno nam nie będą przeszkadzać. Temperaturę pokonamy przez stałe nawadnianie. Trenerzy nas uczulają, że musimy dużo pić, żeby organizm był stale nawodniony. Tracąc nawodnienie spada wydolność i wtedy mija się to z celem.

Faza grupowa Ligi Europejskiej jest w zasięgu Piasta Gliwice?

- Miejmy nadzieję, że tak. Mamy dobry zespół, który umie grać w piłkę. Wszystko jest w naszych głowach i nogach.

Komentarze (0)