- Jeszcze do godziny 15, czyli na pięć godzin przed meczem, nie wiedziałem, czy będę mógł zagrać. Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że mogłem zagrać już z Wisłą. Nie chcę wiele opowiadać i obiecywać, tylko chcę pokazać na boisku, że Górnik podjął dobrą decyzję - mówi bohater jednego z najdziwniejszych transferów letniego okna w Polsce.
31 maja GKS Bełchatów poinformował, że jego kontrakt z Kosznikiem został przedłużony do 30 czerwca 2014 roku. Trzy dni później Brunatni spadli z T-Mobile Ekstraklasy. 30-letni defensor rozpoczął przygotowania do nowego sezonu z drużyną Kamila Kieresia, ale kiedy 30 czerwca wygasła jego dotychczasowa umowa z bełchatowskim klubem, stawił się na treningu Górnika.
Kosznik twierdził, że jego nowy kontrakt z GKS-em jest nieważny i jest wolnym zawodnikiem, a działacze Brunatnych przekonywali, że umowa obowiązuje, ponieważ w życie wszedł zapis o jej automatycznym przedłużeniu. Kosznik bowiem w odpowiednim terminie nie wypowiedział GKS-owi kontraktu.
Lewonożony obrońca udał się z Górnikiem na obóz do Słowenii, a do Izby ds. Rozwiązywania Sporów Sportowych PZPN złożył wniosek o ustalenie ważności kontraktu z GKS-em. Izba przyznała rację bełchatowianom, więc po powrocie ze zgrupowania Kosznik stawił się w Bełchatowie i trenował z rezerwami klubu.
Górnik nie mógł wykupić Kosznika z GKS-u, bowiem ma zakaz dokonywania transferów. Jedynym rozwiązaniem było dojście zawodnika do porozumienia z GKS-em w sprawie rozwiązania kontraktu, co ostatecznie udało się w piątek przed południem. Trzy godziny później Kosznik związał się trzyletnią umową z Górnikiem, a kilkanaście minut przed deadlinem kierownik drużyny Górnika Igor Nagraba uprawnił go do gry tak, że mógł wystąpić już przeciwko Wiśle.
O kulisach negocjacji z GKS-em nie chce opowiadać: - Były takie myśli, że zostanę w Bełchatowie, bo sprawa się długo ciągnęła. Niemal do samego końca nie wiedziałem, na czym stoję. Cieszę się, że to wszystko miało szczęśliwy finał. Fajnie, że wszyscy stanęli na wysokości zadania. Doszedłem do porozumienia z GKS-em. Trochę to trwało, ale ostatecznie prezes Szymczyk wyraził zgodę na rozstanie się i jako wolny zawodnik mogłem przejść do Górnika. Muszę podziękować prezesowi Szymczykowi za ten ukłon w moją stronę i za to, że dał mi szansę dalszego rozwoju. GKS-owi życzę szybkiego powrotu do ekstraklasy, bo została tam grupa chłopaków, która zasługuje na grę w ekstraklasie.
Górnik nie był jedynym klubem zainteresowanym jego sprowadzeniem, ale jedynym, który liczył się na poważnie. - Konkretna oferta była tylko z Górnika i w jego kierunku patrzyłem. Zabrzanie byli bardzo konkretni i naprawdę chcieli mnie zatrudnić. Górnik buduje nowy stadion, ma świetnych kibiców, wspaniałą historię - to też miało wpływ na moją decyzję. Również osoba trenera Nawałki nie była bez znaczenia - tłumaczy wychowanek Kaszubii Kościerzyna.
W debiucie Kosznika zabrzanie zremisowali bezbramkowo z Wisłą w Krakowie. - W każdym meczu chcemy grać o trzy punkty... Stworzyliśmy sobie kilka sytuacji. Nie wiem, czy na Maćku Małkowskim nie było rzutu karnego w I połowie? Niedosyt mamy, ale z tego punktu też się cieszymy. Spodziewaliśmy się tego, że Wisła zagra bez napastnika, ale my mamy swoją taktykę i chcemy grać swoją piłkę. W I połowie wyglądało to lepiej niż w II, ale po przerwie też mieliśmy swoje okazje - komentuje obrońca Górnika.
30-latek po raz pierwszy w karierze miał okazję zagrać na Reymonta 22: - Oprawa była fajna, a nasi kibice byli naszym 12. zawodnikiem, bo przyjechali do Krakowa w naprawdę dużej liczbie i świetnie nam kibicowali.
Czy obrońca Górnika był zaskoczony tym, że Wisła grając na własnym terenie, nastawiła się głównie na obronę i grę z kontrataku? - Widać, że Wisła ma swoje problemy i to na pewno nie jest ta sama Wisła, co kiedyś, bo dawniej przy Reymonta 22 każdy w ciemno zakładał wynik korzystny dla Wisły. Chcieliśmy to wykorzystać, ale skończyło się na remisie, po którym czujemy niedosyt.