W trakcie spotkania Realu Madryt z Chelsea Londyn na boisko wbiegł jeden z kibiców, ubrany w koszulkę Królewskich z numerem Cristiano Ronaldo. Fan dobiegł do swojego idola, uścisnął się z nim, przekazał do ucha wiadomość, a następnie zszedł z boiska. Tym razem służby porządkowe nie miały kłopotu ze ściągnięciem kibica z murawy:
Hiszpańskie media oczywiście skupiły się także na osobie Jose Mourinho, który nawet w Miami otrzymał porcję gwizdów od miejscowej publiczności. The Special One przed spotkaniem pomachał w kierunku swojego byłego pracodawcy - Florentino Pereza, a także zamienił parę słów z Fabio Coentrao i Xabi Alonso.
Uwadze dziennikarzy nie umknęły również negatywne emocje. Po pierwszej bramce Marcelo miał przebiec obok Mourinho i gniewnie powiedzieć "weź ją sobie". Również Cristiano Ronaldo, po tym jak fenomenalnie przymierzył z rzutu wolnego, popatrzył się w stronę ławki rezerwowych i powiedział pod nosem parę słów.
Na konferencji też było ciekawie. Mourinho odniósł się do swoich słów, jakoby trenował prawdziwego Ronaldo, czyli tego z Brazylii: - Powiedziałem prawdę, ponieważ tamten Ronaldo był pierwszy. Jeśli byście się spytali, kto jest dla mnie prawdziwym Muellerem - Thomas czy Gerd, odpowiedziałbym, że Gerd, gdyż on jest starszy.
A propos domniemanych gestów Marcelo czy Ronaldo po strzelonych bramkach: - Widzicie rzeczy, których ja nie widzę. Ja przyszedłem tutaj dyskutować o meczu i moim zespole. Ronaldo strzela gole całe życie, a teraz pomogliśmy mu w tym. Życzę Realowi jak najlepiej. Mam tam wielu ludzi, których podziwiam, poczynając od prezesa, a kończąc na zwykłych pracownikach. Mam nadzieję, że będą wygrywać trofea.
Dziennikarze po meczu dotarli również do Cristiano Ronaldo: - Nie mam do nikogo żalu, żal jest dla przegranych. Ja zawsze odpowiadam na boisku, a wypowiedziane rzeczy mnie nie ranią. Po golu spojrzałem na moją ławkę rezerwowych, a nie Chelsea. A z Mourinho się nie przywitałem, ponieważ nie spotkałem go na swojej drodze.