Paweł Patyra: Chyba nie spodziewaliście się, że przegracie z przedostatnią drużyną w tabeli?
Veljko Nikitović: Nie spodziewaliśmy się tej porażki, ale tak się kończy, kiedy przed meczem przypisuje się sobie trzy punkty. Chyba tak podeszliśmy do tego meczu. Mieliśmy w głowach zwycięstwo 5:1 z pucharu i trochę zbyt luźno podeszliśmy do tego meczu. Niestety znowu sami sobie strzeliliśmy bramki. Ta druga bramka to są piłkarskie jaja. Za obrońcą nikogo nie było. Przed meczem trener uczulał nas na stałe fragmenty gry, żebyśmy nie faulowali w bocznych sektorach boiska, bo wiedzieliśmy, że Tur Turek będzie bazował na stałych fragmentach. Przy pierwszej bramce ktoś zgubił krycie, a drugą sami sobie strzeliliśmy.
Nie mieliście zbyt wielu okazji, by wyrównać.
- W II połowie cały czas waliliśmy głową w mur. Nie mieliśmy żadnych sytuacji, żeby coś strzelić. Takie mecze czasami się zdarzają. Mamy teraz dwa mecze na wyjazdach i trzeba zrobić wszystko, żeby ugrać jakieś punkty i żebyśmy zostali w czołówce. Szkoda tego meczu, bo przy naszej wygranej bylibyśmy blisko ścisłej czołówki. Trzeba walczyć.
Gra Górnika nie wyglądała tragicznie, ale Tur świetnie wykorzystał swoje sytuacje.
- Tur co miał, to wykorzystał. Nie stworzył sobie żadnej sytuacji z gry, po jakimś dośrodkowaniu, ale wykorzystał stałe fragmenty gry. To jest taka liga i z takimi przeciwnikami właśnie trzeba uważać. My nie graliśmy tragicznie, ale co z tego, skoro nie mamy punktów? Lepiej, żebyśmy grali tragicznie, ale żebyśmy wygrali mecz. W niektórych fragmentach może nie wyglądało to źle, ale najgorsze jest to, że nie mamy punktów.
Jakiś wpływ na waszą postawę mógł mieć brak Sławomira Nazaruka i Wojciecha Musuły.
- Sławek to przebojowy zawodnik, kapitan naszej drużyny, który w trudnych chwilach jest w stanie pociągnąć po prawej albo lewej stronie. Zabrakło go, tak samo jak Wojtka Musuły. Mówiłem już po meczu z Cracovią; gdybyśmy stracili bramki po fajnych akcjach, to wtedy człowiek nie jest w stanie nic zrobić. Teraz głupio straciliśmy bramki i to jest nasza największa bolączka.
Chociaż przegraliście, to jednak skutecznie udało się wam wyłączyć z gry napastników Tura.
- Udało się, ale tak to wyglądało, że my rozgrywaliśmy, mieliśmy przewagę w posiadaniu piłki i prowadziliśmy grę, ale co z tego, kiedy nie mieliśmy żadnej stuprocentowej sytuacji do strzelenia bramki? W dwóch poprzednich meczach ligowych udało nam się wyciągnąć wynik. Teraz przegrywaliśmy 0:1 i wyrównaliśmy na 1:1, ale na 1:2 to był taki cios, po którym nie zdołaliśmy się podnieść. Musimy być skoncentrowani na stałych fragmentach gry. Ten mecz potwierdził, że jest to nasz mankament. Straciliśmy punkty, które dałyby nam więcej luzu. Teraz trzeba pojechać do Kielc i wygrać tam mecz.
Przed Górnikiem seria meczów co 3 dni i dwa wyjazdy. Jakie cele stawiacie sobie przed tymi pojedynkami?
- Gramy co trzy dni. Taki jest nas zawód. Nie mamy co narzekać, pozostałe drużyny też będą grały co trzy dni. Musimy się sprężyć i jak najlepiej zmobilizować, żebyśmy z dwóch wyjazdowych meczów przywieźli 6 oczek. A jeżeli się nie uda, to chociaż 4, żebyśmy zostali w czubie tabeli. Później mamy mecz u siebie, ale ciężko będzie nam się grało, bo nasze boisko robi się nierówne. My jesteśmy drużyną, która lubi grać w piłkę. Nie lubimy tylko wybijać i liczyć, że coś się uda.
W Remes Pucharze Polski Korona przegrała 0:3 z Kmitą, który w siedmiu kolejnych meczach ligowych nie zdobył gola. Przywiązujecie jakąś wagę do tego wyniku?
- Puchar rządzi się swoimi prawami. Dużo było niespodzianek w tej rundzie. Przede wszystkim musimy się zmobilizować. Zawsze będę wracał do meczu z Podbeskidziem, w każdym meczu musimy zagrać tak skoncentrowani i zmobilizowani. W tej lidze ciężko się gra. Drużyny są bardzo wyrównane. Myślę, że każdy jest w stanie wygrać z każdym. Jeśli zabraknie trochę odwagi, jak nam zabrakło z Turem, to właśnie tak to się kończy.