Lew Jaszyn - Czarna Pantera z Moskwy
- Jedynym uczuciem przewyższającym radość z ujrzenia Jurija Gagarina w przestrzeni kosmicznej jest frajda z obronienia rzutu karnego - mówił Lew Jaszyn, laureat Złotej Piłki za rok 1963.
W 1929 roku z polecenia Józefa Stalina w istniejącym od niedawna Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich rozpoczęto walkę z religią. Ateistyczna organizacja o nazwie Związek Wojujących Bezbożników zaangażowała się w kampanię wymierzoną przeciwko cerkwi prawosławnej oraz innym wyznaniom, polegającą na niszczeniu obiektów sakralnych, cmentarzy oraz przekazywaniu służbom bezpieczeństwa ZSRR list księży, których należało wymordować. W tym samym roku, dokładnie 22 października w Moskwie na świat przyszedł Lew Iwanowicz Jaszyn, którego siedemdziesiąt jeden lat później FIFA umieściła w jedenastce stulecia na pozycji bramkarza.
- Co to za golkiper, który nie przejmuje się wpuszczonymi bramkami? On musi o nich myśleć! Jeśli przestaje, jest skończony niezależnie od tego, co działo się w przeszłości - opowiadał Rosjanin o swoim fachu. Kiedyś futbol był inny - pieniądze nie grały w nim pierwszych skrzypiec, a piłkarzy w pierwszej kolejności nie obchodziły zera na koncie, lecz wywalczone tytuły. Żeby wyżywić rodzinę, futbolista często musiał godzić popisy na boisku z normalną pracą.
Lew Jaszyn nie miał łatwego dzieciństwa. Wraz z bliskimi mieszkał w jednym z ciasnych moskiewskich mieszkań, położonych w pobliżu fabryki, w której pracował jego ojciec. Chłopak większą część wolnego czasu spędzał z przyjaciółmi, grając w piłkę nożną na pobliskim placu. Sielanka skończyła się jednak w 1941 roku, gdy z powodu trwającej II Wojny Światowej został wraz z rodziną ewakuowany do Uljanowska, leżącego niemal dziewięćset kilometrów na wschód od Moskwy. Po ukończeniu piątej klasy szkoły podstawowej oddelegowano go do pracy w fabryce wojskowej, gdzie zdobywał doświadczenie zawodowe jako monter.
Gdy trzy lata później wrócił w rodzinne strony, nie udało mu się uciec od godzin spędzonych w zakładzie. Dwoma tramwajami i metrem dojeżdżał do Tuszyna. Wstawał o piątej rano, a do domu wracał po zmroku, gdyż wieczorami kopał piłkę w przyzakładowej drużynie.
Lew lubił również grać z kolegami w koszykówkę w jednej z sal gimnastycznych położonych w pobliżu fabryki, w której pracował. Był dość wysoki, więc miał predyspozycje do uprawiania tego sportu. Po wojnie oddał się jednak całkowicie piłce nożnej oraz... hokejowi. Marzył o karierze napastnika, lecz jego pierwszy trener, Władimir Czeczerow, wystawiał go na pozycji bramkarza. W wieku osiemnastu lat Jaszyn załamał się psychicznie. Coraz trudniej było mu łączyć ciężką pracę z uprawianiem sportu, więc odszedł z zakładu, wyprowadził się z domu i zamieszkał u przyjaciela. Wkrótce pomocną dłoń wyciągnął do niego legendarny Arkadij Czernyszow - wówczas już trener hokejowej sekcji Dynama Moskwa. Zagubiony chłopak otrzymał szansę na lepsze jutro.
Jaszyn wzorem Czernyszowa łączył grę w futbol z wojażami po hokejowym lodowisku. W 1949 roku był trzecim golkiperem sekcji piłkarskiej, tocząc bój o wyjściowy skład z Aleksiejem Komiczem oraz Walterem Sanają. Formę szlifował na lodowisku, gdzie święcił niemałe triumfy, sięgając w 1953 roku z Dynamem po mistrzostwo ZSRR. Dopiero wówczas opuścił ławkę rezerwowych w zespole piłkarzy i mógł w pełni poświęcić się temu, o czym zawsze marzył - występom na zielonej murawie.
Wielka kariera Jaszyna rozpoczęła się w bardzo mało radziecki sposób, gdyż jest świetnym materiałem na film rodem z Hollywood. Była wiosna 1949 roku, a Dynamo rozgrywało sparingowy mecz z Traktorem Stalingrad. Golkiper drużyny przeciwnej popisał się potężnym wykopem, a próbujący złapać piłkę Lew zderzył się z kolegą z zespołu, co skończyło się kuriozalnym golem dla Traktora. Nawet oglądający to spotkanie oficjele klubu z Moskwy nie mogli powstrzymać się od śmiechu.
Starcie z ekipą ze Stalingradu nie było jedynym, które nazywany "Czarną Panterą" (ze względu kolor noszonego stroju bramkarskiego oraz nadludzką sprawność fizyczną) Lew Jaszyn chciałby wymazać z pamięci. Golkiper Dynama Moskwa popisał się również "babolami" w pojedynkach ze stołecznym Spartakiem (1950) oraz z Dynamem Tbilisi (1953). Tylko cud sprawił, że młody bramkarz nie został w trybie natychmiastowym wyrzucony z klubu, a dzięki ćwiczeniom wykonywanym pod okiem odchodzącego powoli na sportową emeryturę Aleksieja Komicza nauczył się właściwie ustawiać i wkrótce stał się najlepszym golkiperem na świecie. "Czarna Pantera" zrewolucjonizował grę na swojej pozycji, często starając się powstrzymywać ataki rywala już na przedpolu.