Zwycięstwem nad czerwono-biało-czerwonymi Niebiescy przełamali tym samym fatalną passę dziewięciu spotkań bez czystego konta. Z kolei łodzianie wciąż ją kontynuują. Dla nich porażka oznacza dziesiąty mecz z rzędu z przynajmniej jednym straconym golem. - Najważniejsze, że osiągnęliśmy swój cel. Przyjechaliśmy tutaj po trzy punkty. Myślę, że w przekroju całego meczu byliśmy lepszą drużyną. Fajnie, że udało się strzelić gola i zdobyć komplet. Nie mnie oceniać postawę Widzewa. My chcieliśmy przede wszystkim pokazać dobrą organizację gry w defensywie i liczyliśmy na kontry. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że może to być mecz jednej bramki - kto strzeli ten wygra. I tak w istocie było - rozpoczął swoją wypowiedź po końcowym gwizdku sędziego piłkarz Ruchu Chorzów, Marcin Malinowski.
Pomimo tego, że poziom gry zarówno jednej, jak i drugiej drużyny pozostawał wiele do życzenia, obrońca gości zdołał wskazać pozytywy w postawie swojego zespołu. - Myślę, że zagraliśmy solidnie w dzisiejszym meczu. Musimy kłaść nacisk na to, żeby umieć wybronić swoją bramkę w taki sposób, że zachowamy czyste konto, bo w każdym meczu mamy sytuacje na zdobycie gola. To jest fundament, którego musimy się trzymać - dobra defensywa i szybkie kontry. To powinna być nasza siła w przyszłości - powiedział kapitan Niebieskich.
Niewiele brakło, a mecz mógłby potoczyć się zupełnie inaczej. W 50. minucie meczu Malinowski podał do próbującego interweniować w polu karnym Michała Buchalika. Golkiper Ruchu złapał piłkę, więc sędzia odgwizdał rzut wolny pośredni. Ostatecznie Buchalik obronił strzał Kevina Lafrance'a z 7 metrów. Przed wykonaniem stałego fragmentu bramkarz Niebieskich oraz Malinowski pod wpływem impulsu doskoczyli do siebie wykrzykując wzajemne pretensje. - Tę sytuację biorę na siebie. Wygląda na to, że nie usłyszałem w odpowiednim momencie naszego bramkarza i stąd to wszystko wynikło. Na szczęście nie skończyło się niczym poważnym i mam nadzieję, że więcej takie wpadki nie będą nam się przytrafiać - wyjaśnił podopieczny trenera Jana Kociana.
Najważniejsza akcja meczu miała miejsce w 80. minucie, kiedy to bramkarz gospodarzy, Maciej Krakowiak fatalnie rozpoczął wznowienie od własnego pola karnego. Piłkę przechwycił Mateusz Kwiatkowski i pobiegł szybko w kierunku szesnastki Widzewa. Sytuację próbował uratować Lafrance, ale jego wślizg okazał się niezgodny z przepisami. Decyzja mogła być tylko jedna - czerwona kartka dla Haitańczyka i rzut karny dla Ruchu. Jedenastkę na gola zamienił Filip Starzyński. - Mam nadzieję, że ten mecz dał Mateuszowi więcej pewności siebie. Szkoda, że nie strzelił w sytuacji, kiedy ograł obrońcę i miał przed sobą bramkę, ale trzeba przyznać, że 50% zwycięstwa jest jego zasługą - chwalił kolegę z zespołu doświadczony zawodnik chorzowian. - Trzeba dawać szansę młodym chłopakom. Nasza sytuacja kadrowa jest troszeczkę zagmatwana. Liczę na to, że wszyscy wyzdrowieją i w optymalnym składzie będziemy mogli podejść do następnych kolejek - zakończył.