Słowak, który na starcie sezonu przegrał rywalizację z Rafałem Gikiewiczem i mecz z Pasami również zaczął na ławce, już w 4. minucie musiał się poderwać do rozgrzewki, bowiem jego konkurent o miejsce w składzie obejrzał czerwoną kartkę za interwencję poza polem karnym. Kelemen trzykrotnie skapitulował, ale z kilku innych sytuacji wyszedł obronną ręką.
- To była trochę niespodzianka, ale taka jest piłka nożna. Cracovia cały mecz grała w przewadze, przez co ciężko nam było grać. Ważny jest zespół i jego wyniki, więc to mnie nie cieszy. Musimy w kolejnym meczu zdobyć punkty - mówi bramkarz Śląska.
Gikiewicz powinien pauzować w dwóch najbliższych kolejkach, więc Kelemen na szansę na to, żeby na powrót przekonać do siebie Stanislava Levego: - O tym nie myślę. Liczy się drużyna.
Doświadczony Słowak nie dał się też wciągnąć w dyskusję o tym, czy przegrana rywalizacja z Gikiewiczem skłoniła go do myśli o możliwym opuszczeniu Śląska: - Nigdy o czymś takim nie myślałem. Nie dzielmy Rafała i mnie. Najważniejszy jest zespół. Nie cieszy mnie porażka, nie cieszy mnie czerwona kartka Rafała. Ja jestem tylko jednym z członków załogi tego statku. Robię swoją pracę jak najlepiej potrafię.
Trener Levy pozytywnie ocenił grę Kelemena: - Marian obronił sytuacje jeden na jeden. Dla niego nie było to łatwe po takiej przerwie grać. Nie zrobił moim zdaniem żadnego błędu, przez błędy w obronie straciliśmy trzy bramki.
Jak słowacki bramkarz odnajduje się w roli rezerwowego, od której odwykł w ostatnich latach kariery? - Zdarzają się i takie rzeczy. Nie należy o mnie gadać. Na pierwszym miejscu jest zespół.
W sobotę Śląsk zagra na wyjeździe z Legią Warszawa. Czy po takiej porażce z Cracovią stać będzie wrocławian na nawiązanie równorzędnej walki z mistrzami Polski? - To będzie na pewno inny mecz. Graliśmy w "10", a tak się bardzo ciężko gra. Mam nadzieję, że w Warszawie będzie lepiej.