Kryzys czy wypadek przy pracy?

Trzy mecze - jeden remis, dwie porażki, zero zdobytych goli. Tak prezentuje się bilans ostatnich spotkań piłkarzy Widzewa, którzy odpadli z Pucharu Polski, a także stracili kilka punktów w pierwszoligowych rozgrywkach. - Ale żadnego kryzysu nie ma - zgodnie przyznają łodzianie. Czy aby na pewno?

W tym artykule dowiesz się o:

Podopieczni Waldemara Fornalika gorzej zaczęli się spisywać już na początku września. Blisko straty punktów byli w meczu ze Stalą Stalowa Wola, która ich postraszyła. Potem łodzianie dość szczęśliwie pokonali Podbeskidzie Bielsko-Biała. - To było ciężkie spotkanie, a na boisku panowały trudne warunki - żalił się na nieprzyjazną pogodę Stefano Napoleoni.

Ale po kolejnej konfrontacji łodzianie musieli się już tłumaczyć nie tylko z gry, ale przede wszystkim z wyniku. Nikt bowiem nie spodziewał się, że zespół przegra rywalizację w Pucharze Polski ze... Stalą Sanok. - Nie wiem, co się z nami stało - nie krył zdumienia z fatalnej postawy swoich piłkarzy trener Fornalik.

Później miało być już tylko lepiej. Ale wcale nie było. Łodzianie najpierw przegrali u siebie z GKS Jastrzębie 0:1, a potem bezbramkowo zremisowali z Turem Turek. Choć gra wyglądała całkiem przyzwoicie, wyniki idą świat, a sytuacja w tabeli staje się coraz mniej komfortowa. Trudno więc się dziwić, iż pojawiają się opinie, że widzewiaków po prostu dotknął kryzys.

- To nieprawda! - odpowiada nam kapitan drużyny, Adrian Budka. - Owszem, mecz w Pucharze Polski zawaliliśmy, ale dwa pozostałe spotkania w lidze wcale nie wyglądały źle. Zawiodła tylko skuteczność. A wy, dziennikarze na siłę szukacie sensacji. Chcecie, żebyśmy od razu powiedzieli, że coś z drużyną jest nie tak.

Podobnie na hasło "kryzys" reagują kolejni widzewiacy, jak choćby Łukasz Juszkiewicz. - Mam już dość takich pytań - denerwuje się w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl. - Nie wiem, dlaczego one powstają po ostatnim meczu, bo przecież remis nie jest złym wynikiem. Na pewno liczyliśmy na nieco inne wyniki, ale teraz już nic nie możemy zrobić. Pozostaje nam tylko walczyć w kolejnych spotkaniach. Zresztą, nikt nie mówił, że będzie łatwo. A kryzys? Byłby, gdybyśmy znaleźli się na dnie i nie potrafili się z niego wydostać - dodaje.

Opinie kolegów podzielają również Łukasz Broź i Marcin Robak. - Nie ma żadnego kryzysu - przekonują. Jak więc można tłumaczyć remis i dwie porażki w trzech ostatnich konfrontacjach? - Te mecze nie ułożyły się po naszej myśli, bo graliśmy na ciężkich terenach i brakowało szczęścia w sytuacjach podbramkowych. Piłkarze Tura właściwie przez większość czasu bronili się prawie całą drużyną. Trudno w takich sytuacjach jest coś strzelić - zauważa ten pierwszy.

- Na pewno martwi fakt, że w dwóch meczach ligowych zdobyliśmy jeden z sześciu możliwych punktów. Ale gra wygląda całkiem nieźle. Nawet trener mówił, iż jest z niej zadowolony - zdradza popularny "Robaczek", który również odpowiada za słabą skuteczność drużyny Widzewa. - Z Turem miałem dwie sytuacje podbramkowe, było blisko, ale do siatki nie trafiłem. Zapewniam jednak, że się nie zablokowałem. Ale szkoda tylko, że nikt nie jest w stanie wyręczyć mnie ze zdobywania goli. Jak mi się nie udaje, to partnerom również - żałuje.

Podopieczni Waldemara Fornalika zapewniają, że kryzysu nie ma. Jak więc tłumaczyć można ich słabe wyniki w ostatnich spotkaniach? Brak szczęścia - tak najczęściej odpowiadali piłkarze. - Jak ono powróci, znów będziemy wygrywać - uśmiecha się jeden z zawodników. Przy alei Piłsudskiego nikt jednak nie zamierza robić afery z obecnej formy widzewiaków. - Sezon jest długi, a dwa mecze na pewno nie będą decydujące. Ważne, aby utrzymać równą dyspozycję przez całe rozgrywki - zauważa Robak.

Komentarze (0)