Przypomnijmy, że Śląsk Wrocław przegrał na własnym stadionie z Zawiszą Bydgoszcz 1:2. Wrocławianie jako pierwsi wyszli na prowadzenie, lecz potem stracili dwa gole po kuriozalnych błędach w defensywie. - Jeśli chodzi o pierwszego gola, to z mojej perspektywy sprawa wyglądała tak, że jeśli ja nie krzyknę "moja", to Mariusz Pawelec powinien wybić piłkę. Mariusz zasugerował się, że byłem blisko, ale musiałem być blisko, bo nie będę przecież stał na linii. Gol został stracony w nonszalancki sposób - opisywał Rafał Gikiewicz.
- Był spalony przy drugim golu. Ten metr zaważył na tym, że nie trąciłem futbolówki. Dobra piłka zagrana w pole karne, nie było moich obrońców, więc próbowałem wyjść i ratować sytuację. Wahan Geworgian wyszedł, znajdując się na spalonym i strzelił bramkę - dodał nawiązując do drugiego trafienia dla Zawiszy.
Jak dowiedział się wroclaw.sport.pl, Rafał Gikiewicz po meczu był wściekły i krzyczał na kolegów z zespołu, obrażając ich i obwiniając za porażkę. Gdy całą sytuację starał się załagodzić Jarosław Szandrocho, masażysta zespołu, to "Gikiego" jeszcze bardziej to rozzłościło. - Wtedy do akcji wkroczył pomocnik Przemysław Kaźmierczak. Ruszył na Gikiewicza i uderzył go w twarz. Gdyby nie natychmiastowa reakcja kilku innych piłkarzy, w szatni mogło dojść do poważnej bójki - czytamy na łamach wroclaw.sport.pl.
W kolejnym spotkaniu, wygranym przez wrocławian 4:0 z Podbeskidziem Bielsko-Biała, obaj zawodnicy trafili na ławkę rezerwowych. Z Lechią Gdańsk Przemysław Kaźmierczak był już kapitanem zespołu, a "Giki" dalej przebywał wśród rezerwowych.
Wcześniej w Śląsku Wrocław doszło już do nieporozumień pomiędzy zawodnikami. Wtedy problemy w szatni miał Łukasz Gikiewicz, brat Rafała. Ten gra już dla cypryjskiej Omonii Nikozja.
Źródło: wroclaw.sport.pl