Gliwiczanie tylko zremisowali przed własną publicznością z Cracovią Kraków 1:1. Tylko, bowiem najpierw stracili kontrowersyjną bramkę, a następnie nie wykorzystali rzutu karnego. - Zabrakło szczęścia i nie udało się przechylić szali zwycięstwa na naszą korzyść. Jest to przykre, ale chcę przeprosić wszystkich, że się nie udało. W kolejnych meczach postaramy się jednak zdobywać punkty, ponieważ druga połowa może napawać optymizmem - powiedział Wojciech Kędziora, napastnik Piasta Gliwice.
Niebiesko-czerwoni w drugiej odsłonie starcia z Pasami zagrali tak, jak oczekują tego od nich kibice. Teraz pozostaje im jeszcze ustabilizować formę. - Realizowaliśmy założenia taktyczne i dobrze nam to wychodziło. W pierwszej połowie to Cracovia wzięła na siebie ciężar gry, rozgrywała piłkę, a my czekaliśmy tylko na kontry. Po zmianie stron to my stwarzaliśmy sobie sytuacje i przede wszystkim mieliśmy rzut karny... Niestety tak jak wszyscy widzieliśmy, nie udało się go wykorzystać - kręcił głową "Kędi".
[wrzuta=3XPRMcG9xGd,mmkk07]
Co zatem zawodnicy gospodarzy usłyszeli w przerwie od Marcina Brosza? - Mieliśmy grać agresywnie, podwajać krycie, a czasem nawet potrajać. Może i gra Cracovii ładnie wyglądała, ale nie przekładało się to na sytuacje. My za to się poprawiliśmy i było to widoczne - przyznał snajper.
Wielkie wzburzenie wywołała u piłkarzy Piastunek decyzja sędziego o zaliczeniu gola dla przyjezdnych. - Wszyscy ruszyli w stronę sędziego. Mnie tam nie było, bowiem stałem zdecydowanie dalej, ale skoro chłopaki pobiegli do arbitra, to musieli mieć uzasadnione pretensje - podkreślił były gracz KGHM Zagłębia Lubin.
Ta bramka nie miałaby znaczenia, gdyby napastnik wykorzystał po kilku chwilach od tego wydarzenia rzut karny. - Musiałem wziąć to na swoje barki i niestety nie udźwignąłem tego ciężaru... Myślę, że bramkarz wyczuł moje intencje, aczkolwiek mogłem inaczej uderzyć. Mam nadzieję, że następnym razem się poprawię - zakończył Wojciech Kędziora.