Pomocnik pojawił się na murawie, kiedy zespół potrzebował przebłysku geniuszu, jakiegoś niekonwencjonalne zagrania, by wyrównać stan rywalizacji. Przed meczem Stanislav Levy zakładał, że Sebastian zagra jedynie 10-15 minut. - Nie jestem jeszcze gotowy do gry na pełnych obrotach, ale bardzo chciałem pomóc drużynie. Ciężko powiedzieć coś konkretnego, chociaż na pewno było widać, że nie jestem w dobrej formie i potrzebuję czasu. Mam nadzieję, że już w następnych spotkaniach będę mógł zagrać w większym wymiarze czasowym i mieć wpływ na grę zespołu - przyznał Sebastian Mila.
W ciągu ostatnich kilku miesięcy piłkarze z Wrocławia musieli już po raz trzeci uznać wyższość Jagiellonii. W drugiej kolejce Śląsk uległ białostoczanom 2:3, a w Pucharze Polski "Żółto-Czerwoni" odnieśli zwycięstwo 1:0, eliminując tym samym WKS z rozgrywek. W sobotę kolejny raz zawodnicy z Dolnego Śląska zostali pokonani przez podopiecznych trenera Stokowca. - Trzy porażki to zdecydowanie za dużo jak na jednego rywala. Ciężko się z tym pogodzić, ale nie ma wyjścia: taki jest futbol. Przed nami jeszcze wiele spotkań i punktów do zdobycia. Moim zdaniem nasza gra nie wygląda tragicznie i mamy spore szanse by awansować i już się utrzymać w tej górnej części tabeli - dodał pomocnik Śląska.
W najbliższej kolejce wrocławianie podejmą na własnym boisku Wisłę Kraków. Wiślacy aktualnie zajmują miejsce na podium i na pewno nie będzie to łatwy mecz dla Śląska. - Jeśli chodzi o mnie, to wierzę w naszą drużynę. Z całą pewnością stać nas na pokonanie Wisły - zakończył Miła.