Dla trenera Pasów Wojciecha Stawowego to nie jednak zaskoczeniem. Nawet mimo że przed sezonem krakowianie nie byli typowani do miejsca w pierwszej "8". - Odkąd przyszedłem do Cracovii, to mało kto w cokolwiek wierzył. Nie wierzono, że już po roku awansujemy do ekstraklasy. Martwiono się, żeby raczej nie grać za długo w I lidze albo z niej nie spaść... - mówi opiekun Cracovii.
Krakowianie ucierają też nosa krytykantom, którzy w przerwie letniej medialnie zwalniali trenera Stawowego. - Po awansie do ekstraklasy ja też byłem tu już osobą niepotrzebną. Wymieniano mnie i co chwilę ten temat powracał. To oznacza, że nie za bardzo się wierzyło we mnie, w drużynę. Mnie najbardziej bolało to, że czytali to i słuchali tego piłkarze, bo mogli się czuć niekomfortowo, słysząc, że awansowali kuchennymi drzwiami, że w ekstraklasie sobie nie poradzą. My natomiast gramy
dobrze i walczymy o pierwszą "8". Celem głównym jest spokojne utrzymanie w ekstraklasie, a nie tak, jak się działo kilka sezonów wstecz.
Stawką poniedziałkowego meczu pomiędzy Cracovią a Lechem jest 5. miejsce w tabeli T-Mobile Ekstraklasy. Trener Stawowy wierzy, że nawet mimo licznych osłabień jego zespół stać na korzystny wynik: - Doceniamy klasę rywala. Lech na pewno w tym sezonie walczy o miejsca medalowe. Wiemy, jaki ma potencjał. Lech jest też na fali wznoszącej, ale i my jesteśmy w dobrej dyspozycji. W niejednym meczu pokazaliśmy, że możemy walczyć z każdym jak równy z równym.